A przeciwnik był najwyższej klasy – Rachim Czakijew to mistrz olimpijski z Pekinu (2008), pięściarz niepokonany na zawodowych ringach.
Włodarczyka nie wszyscy doceniali, choć od dawna jest jedynym polskim mistrzem świata. Wypominano mu wady, zapominając o zaletach, krytykowano nawet po wygranych walkach. Także wtedy, gdy łamał rywalowi nos i szczękę, tak jak Danny Greenowi w Australii.
„Diablo” to specyficzny pięściarz, mający swoją filozofię walki, czasami wierzący aż za bardzo w nokautujący cios, a czasami zbyt ostrożny.
Gdy dwa lata temu doszły do tego szeroko opisywane problemy poza ringiem, wielu postawiło na nim krzyżyk. Ale on wrócił jeszcze silniejszy, zmiażdżył Greena w Perth, choć przegrywał walkę na punkty, a później w rewanżu z Francisco Palaciosem we Wrocławiu nie pozostawił wątpliwości, kto jest lepszy. Poukładał rodzinne sprawy, swoje zrobili też psychiatra i psycholog. „Diablo” był jak nowy, na kolejnego rywala musiał jednak czekać bardzo długo. Nic nie wyszło z wyprawy do Gwinei Równikowej, gdzie miał walczyć z Francuzem Jeanem Markiem Mormeckiem, stracił tylko czas i pieniądze.
Lata lecą, więc nie ma się co dziwić, że Włodarczyk chce sobie zabezpieczyć finansową przyszłość. Jeśli mówi o pieniądzach w kontekście następnych walk, trzeba go zrozumieć, bo są one równie ważne jak mistrzowskie pasy.