Raz jest to transparent o treści budzącej zdumienie („Litewski chamie, klęknij przed polskim panem”), innym razem banany rzucane w kierunku czarnych graczy, demolowanie stadionu i wszechobecny półtoragodzinny bluzg.
Klubom nie chce się szukać winnych lub boją się tego robić, bo są to czasami pospolici przestępcy. A ukarani stają się bohaterami i męczennikami.
Przypadek Lecha jest groźny, bo pokazuje, że klub nie ma żadnej władzy nad kibicami. Transparentu długości kilkudziesięciu metrów nie da się wnieść na trybunę za pazuchą. Ktoś musi o tym wiedzieć i wydać zgodę. Zakładam, że treść transparentu nie była władzom klubu znana.
Zorganizowane grupy kibiców więcej klubom szkodzą niż pomagają – szantażują, załatwiają swoje sprawy. A potem, przy okazji rocznic powstań narodowych czy 17 września, dają na trybunach wyraz swojemu patriotyzmowi. Mają alibi i mogą liczyć na poparcie prawicowych polityków, wykorzystujących kiboli dla swoich celów.
Przy wejściach na stadiony ochroniarze przeszukują nasze torby, skąd już tylko krok do prześwietlania kieszeni.
A powinni zaglądać do głów. Kto ma trociny, siano lub mu w głowie dudni pustka, ten nie wchodzi.