Po Euro wiemy, że karnawał jest miły, ale zostaje po nim spadek, który bez solidnego biznesowego pomysłu bywa kulą u nogi, jak stadiony ?w Gdańsku i we Wrocławiu.
Zimowe igrzyska nigdzie nie spowodowały boomu turystycznego, a Zakopane jest w jeszcze gorszej sytuacji, bo zawody w narciarstwie alpejskim na Słowacji (do czego zresztą miasto Poprad wcale się nie spieszy) usunęłyby polskie góry ?w cień w jedynym sporcie, który przyciąga ludzi ?i pieniądze. Hala sportowa ?w Krakowie już powstała, niezależnie od igrzysk. ?I to wystarczy. Pozostałe, ?np. do curlingu, są nam równie niepotrzebne jak tor saneczkowy w Myślenicach.
Imprezy sportowe nie są niezbędne do rozwoju cywilizacyjnego, aby powstawały ścieżki rowerowe, nie musimy organizować mistrzostw w kolarstwie, a baseny trzeba budować niezależnie od tego, czy dostaniemy mistrzostwa w pływaniu.
Najbardziej bałamutnym stwierdzeniem jest opinia walczącej o igrzyska poseł PO Jagny Marczułajtis-Walczak, która twierdzi, że wydatki mogą się zwrócić. Od Los Angeles 1984 nikomu się ?nie zwróciły, zarabia przede wszystkim MKOl, który ?w ciągu 30 lat z organizacji praktycznie bez majątku stał się arcybogatym koncernem.
Oczywiście igrzyska to też marzenie, a bez marzeń życie jest smutne. Podczas Euro pokazaliśmy się światu jako zupełnie inny kraj, niż chciała ludziom wmówić BBC. Ale marzenia mają to do siebie, że ktoś musi za nie zapłacić.