Pierwszy punkt na polu The PGA Centenary Course zdobyli Europejczycy Justin Rose i Henrik Stenson. Zrobili to efektownie – pokonali wysoko Bubbę Watsona i Webba Simpsona, pięć punktów przewagi na cztery dołki przed końcem rundy.
Szczególnie dobrze grał Rose, wytrzymał ciśnienie, gdy wykonywał pierwszy strzał meczu, stworzył sobie kilka szans na birdie, do 14. dołka wykorzystał trzy, już w połowie rundy widać było przewagę pary angielsko-szwedzkiej. Radość nie trwała długo, bo kontra Amerykanów była silna: w trzech pozostałych meczach poranka (grano fourballs – każdy z pary własną piłką) wywalczyli 2,5 punktu, Europa tylko 0,5 i nastroje nieco zgasły.
Na drugą piątkową rundę (foursomes – każda para grała jedną piłką) kapitan USA Tom Watson wystawił ponownie Phila Mickelsona z Kevinem Bradleyem oraz Rickiego Fowlera i Jimmiego Walkera. Po raz pierwszy w drużynie USA pojawili się na polu weteran Jim Furyk i Matt Kuchar oraz Hunter Mahan i Zach Johnson.
Kapitan McGinley postawił ponownie na zwycięską parę z poranka: Rose'a i Stensona i najsłynniejszych: Rory'ego McIlroya i Sergio Garcię oraz dołączył nowych: Jamie Donaldsona z Lee Westwoodem i Victora Dubuissona z Graeme Mcdowellem.
Europa zagrała świetnie, wynik z popołudnia – 3,5:0,5 dla gospodarzy, w sumie 5:3. Znów bohaterami byli Rose i Stenson, ale uderzenie dnia wykonał Sergio Garcia – wbił piłkę do dołka nr 4 prosto z odległego głębokiego bunkra, publiczność, która w Ryder Cup nigdy nie jest cicha, eksplodowała. Kapitan McGinley mówił, że wszystko idzie wedle planu.