Oczywiście polskich siatkarzy nikt mistrzostwa świata nie pozbawi, biało - czerwoni kibice idąc na kolejny mecz nie ubiorą się na czarno, ale odrobinę goryczy bez wątpienia na trybuny w sercach przyniosą.
Kiedy wydawało się, że złoto pozwoli zapomnieć o wszystkich kontrowersjach (kodowane transmisje Polsatu, spór ze sponsorami i miastami - gospodarzami meczów) dostaliśmy pasztet, który bardzo brzydko pachnie. Niezależnie od tego jak skończy się ta sprawa, w publicznym odbiorze siatkarski mundial w Polsce to już będzie nie tylko wspaniała drużyna Stephane'a Antigi, lecz także podejrzenie o finansowy przekręt.
Polski Związek Piłki Siatkowej (PZPS) przez ostatnie lata zbudował wraz ze sponsorami i Polsatem prawdziwą potęgę, siatkówka stała się naszym narodowym sportem. Na fali pomundialowych porównań zapytano Zbigniewa Bońka jaka jest podstawowa różnica między siatkówką i piłką nożną, a prezes PZPN powiedział zdanie, które wyjaśnia wszystko: „Dobry piłkarz marzy, by z Polski wyjechać, dobry siatkarz marzy, by w Polsce grać".
Nad PZPS chmury zbierają się nie po raz pierwszy. Obecna ekipa z Mirosławem Przedpełskim na czele objęła władzę pod długiej wojnie, także przed sądami, z poprzednim prezesem Januszem Biesiądą (sąd oczyścił go ze wszystkich zarzutów). Było jasne, że środowisko jest podzielone, Przedpełski pierwsze wybory wygrał jednym głosem, kolejne już bardziej zdecydowanie, ale też nie przez nokaut.
Tej kłótni w rodzinie towarzyszyła jednak niebywała ekspansja siatkówki, w żadnej innej dyscyplinie Polska nie miała takiej pozycji, i to wcale nie sportowej, bo na sukcesy trzeba było poczekać, lecz organizacyjnej. W międzynarodowej federacji nic nie działo się wbrew woli PZPS, wprost przeciwnie. Jeśli za tym wszystkim stał nie prężny prezes o znakomitym biznesowym wyczuciu, lecz Mirosław P. będzie to bardzo smutna wiadomość.