Holenderska drużyna złożona jest z samych dzieci - bardzo zdolnych, świetnych technicznie i zupełnie niedoświadczonych. Grali według starych wzorców, które powstały zresztą w Amsterdamie. Zgodnie z nimi należy jak najdłużej utrzymywać się przy piłce, podawać ją sobie w nieskończoność, z nadzieją, że za którymś razem przeciwnik się pogubi. A kiedy akcja się nie powiedzie, trzeba podać piłkę do środkowego obrońcy i zaczynać wszystko od nowa.
Nie dziwię się Henningowi Bergowi, że grając przeciw Ajaksowi na jego stadionie ustawił drużynę tak, aby ponieść jak najmniejsze straty. Dlatego do czwórki obrońców dodał Ivicę Vrdoljaka. Wszyscy spisywali się bardzo dobrze. Jeśli minięty został jeden legionista, natychmiast na drodze Holendra stawał drugi. Fakt, że Legia ograniczała się do wybijania piłki, jej kontry nie były groźne, ale w ciągu pierwszych 30 minut legioniści (Michał Kucharczyk i Michał Żyro) dwukrotnie oddali strzały na bramkę i Jasper Cillessen musiał częściej interweniować niż Duszan Kuciak.
W drugiej połowie zobaczyliśmy Legię jeszcze lepszą, bo nieco inaczej ustawioną. Przegrywając 0:1 nie miała już czego bronić. Kiedy Vrdoljak przeszedł do pomocy, mistrzowie Polski częściej atakowali a gospodarze przestali być groźni w ataku, bo musieli częściej uważać, żeby samemu nie stracić gola. Kuciak nie był bohaterem meczu, bo nie miał wcale dużo pracy. Ale że zostanie nim bramkarz gospodarzy, reprezentant Holandii Jasper Cillessen, nie spodziewał się chyba nikt.
Bramka Arkadiusza Milika - bardzo ładna. Polak był wyróżniającym się graczem gospodarzy. Pomyśleć, że cztery lata temu Milik grał w barwach Legii w meczach sparingowych, nie zagwarantowano mu jednak miejsca w pierwszej jedenastce i wybrał Górnika Zabrze. W sumie - może lepiej dla niego.
Henning Berg musiał mieć jakieś powody, dla których zdecydował się nie wystawiać Miroslava Radovicia. Serb pojechał do Amsterdamu, wiedział, że zagra przeciw Ajaksowi, ale w tym samym czasie pojawiła się informacja, że odchodzi do klubu chińskiego. Jest jednak w dalszym ciągu zawodnikiem Legii i nie wystawienie go w tak ważnym meczu jest co najmniej dziwne, bo było jednoznaczne z osłabieniem drużyny. Trener zrobił też zawodnikowi osobistą przykrość i powinien to wziąć na swoje sumienie. Tym bardziej, że Radović był zawsze piłkarzem, który dla Legii oddałby ostatnią koszulę.
W rewanżu za tydzień na Łazienkowskiej wszystko jest możliwe. Prawie wszystko, bo kibiców nie będzie z pewnością.