36 tysięcy ludzi – to robi wrażenie. Jak z tego widać, Legia w dalszym ciągu jest magnesem dla kibiców w każdym polskim mieście. Ale jeśli nie zacznie grać lepiej, to się może zmienić. Już wszyscy trenerzy w ekstraklasie wiedzą, że z Legią można wygrać.
Klub pozbył się lekką ręką Miroslava Radovicia, zamiast zaproponować mu takie warunki, aby nie musiał odchodzić do Chin. Szkoda tylko, że nie zadbał o sprowadzenie godnego następcy. Bez Radovicia Legia jest znacznie słabsza. Ondrej Duda ma szansę być kimś takim jak Serb, ale sam meczów nie wygra. A kiedy w Gdańsku jeszcze przed przerwą dostał czerwoną kartkę, moc Legii znacznie osłabła. Za dużo w tej drużynie chaosu, za mało stabilizacji, nie wiadomo, kto wyjdzie na boisko. Większe możliwości, dające Legii na starcie przewagę nad konkurentami, na boisku widać coraz rzadziej.
Początkowo dobre wrażenie robiło nazwisko trenera Henninga Berga, jego przeszłość piłkarska, praca pod ręką Aleksa Fergusona. Ale to spowszedniało. Spytałem kilku trenerów, jakie cechy chcieliby przejąć od Berga. Kilku odpowiedziało taka samo: chcieliby przejąć Legię, bo ona najlepiej płaci i daje poczucie stabilizacji.
Tego nie mogą mieć trenerzy np. Pogoni. Jej prezes (nazwiska nie pamiętam) zatrudnił już trzeciego trenera w sezonie. Klub zaczynał z Dariuszem Wdowczykiem, po nim był Jan Kocian, a teraz jest Czesław Michniewicz. Niezły fachowiec i wszechstronny. Równie dobrze mógłby pracować w telefonii komórkowej albo u fryzjera. Ten prezes musi się orientować w futbolowych realiach.
Dobrym trenerem jest też Tadeusz Pawłowski. Udowodnił to jesienią, ale wiosną Śląsk nie wygrał jeszcze meczu, w co aż wierzyć się nie chce, patrząc na skład drużyny. W porównaniu z jesienią zaszła jednak istotna zmiana: odszedł Sebastian Mila. Jego wpływ na grę Śląska był tak duży, że wymyślenie czegoś nowego wymaga czasu.