Korespondencja z Rio de Janeiro
Atmosfera, która dwa lata temu towarzyszyła przygotowaniom do mistrzostw świata w piłce nożnej, była zdecydowanie inna od tej, która panuje w Brazylii na kilka miesięcy przed rozpoczęciem igrzysk w Rio de Janeiro.
Choć i przy okazji mundialu społeczeństwo dawało wyraz swemu niezadowoleniu z powodu m.in. marnotrawstwa publicznych pieniędzy przy budowie stadionów, to jednak stan euforii był jeszcze wówczas wyczuwalny (bez wątpienia ze względu na uprzywilejowaną rolę piłki nożnej w tym kraju).
Teraz, gdy do rozpoczęcia igrzysk w Rio zostało zaledwie pięć miesięcy, Brazylia zdaje się być pochłonięta problemami zupełnie innej natury: pogłębiający się kryzys gospodarczy i polityczny, kolejne skandale korupcyjne, próba impeachmentu prezydent Dilmy Rouseff, manifestacje w największych miastach kraju. Czy coś jeszcze mogłoby spotęgować ten pesymistyczny scenariusz? Tak. Do serii plag można dziś dopisać kolejną: wirus Zika, który wprowadził stan zagrożenia w całej Brazylii i Ameryce Łacińskiej oraz zasiał strach wśród sportowców i potencjalnych turystów.
Wirus Zika został przywieziony do Brazylii najprawdopodobniej podczas mistrzostw świata w piłce nożnej w 2014 roku. Na początku ubiegłego roku pierwsze osoby z objawami zarażenia zgłosiły się do szpitali w stanach Rio Grande do Norte, Pernambuco i Bahia, na północnym wschodzie kraju. Ówczesny minister zdrowia Arthur Chioro poinformował w maju, że wywołana przez wirus choroba, w przeciwieństwie do dengi, która każdego roku zabija setki Brazylijczyków, nie jest groźna. Był jednak w błędzie.