42 lata temu jako początkujący dziennikarz tygodnika „Piłka Nożna" przyjechałem na pierwszy mecz GKS Tychy w ekstraklasie (1:1 z Lechem). Dziś jest to wystarczający powód, żeby potraktować mnie jak żywą skamielinę.
Piotr Zawadzki, dziennikarz wielu śląskich pism, rozstał się w końcu z gazetą i przy muzeum miejskim założył Tyską Galerię Sportu, gdzie organizuje spotkania, gromadzi dokumenty i pamiątki związane z tyskimi sportowcami. Wkrótce powstałe z tego muzeum znajdzie się na stadionie miejskim.
Ten stadion to jakaś bajka. Pamiętam stary, z tamtego meczu sprzed 42 lat, sam tam kiedyś grałem. Szeroki, rozłożysty, z bieżnią, jakich wtedy w Polsce było wiele. Nowy stanął na jego miejscu w lipcu 2015 roku. Gdyby nie to, że zewnętrzna elewacja jest niemal czarna, powiedziałbym, iż to miniaturowa Allianz Arena. Wnętrze jeszcze lepsze. Ponieważ przestrzeń między trybunami i dachem jest zabudowana, wiatr nie hula, a wszystko sprawia wrażenie bombonierki. To będzie najładniejszy stadion przyszłorocznych mistrzostw Europy drużyn do lat 21. Dziś gra tu drugoligowy GKS Tychy.
Tychy to jedyna polska drużyna ligowa Jerzego Dudka. To rodzinne miasto Arkadiusza Milika. Tutaj na jednym osiedlu mieszkali: najwybitniejszy nasz hokeista Mariusz Czerkawski oraz reprezentanci Polski w piłce nożnej Radosław Gilewicz i Bartosz Karwan. Lucyna Langer-Kałek, mistrzyni Europy w biegu na 100 metrów przez płotki, nadal tu mieszka i uczy w szkole wychowania fizycznego. Z Tychów pochodzi obecny minister sportu Witold Bańka. Grób Ryszarda Riedla na tyskim cmentarzu jest miejscem pielgrzymek fanów grupy Dżem, niczym mogiła Jima Morrisona na paryskim Pere-Lachaise.
Gdybym w roku 1974 spóźnił się na pociąg odchodzący z Dworca Centralnego o 6.10 (przesiadka w Katowicach, dalej osobowy), nie zdążyłbym na mecz. Dziś pociągi jeżdżą co godzina i po wyjściu z nich nie trzeba oddawać ubrania do pralni. Tychy też są czyste, zadbane, bo i Śląsk stał się zdrowszy. Gwiazdy tamtego GKS – Kazik Szachnitowski z racji włosów do ramion nazywany Ayalą i Jurek Kubica – przyszli na spotkanie zdziwieni, że pamięta ich rówieśnik z Warszawy.