Jeszcze kilka dni temu stuprocentowym faworytem wydawała się Brazylia. Po dwóch jej porażkach: z USA i Rosją, w finale Ligi Światowej lista jest już dłuższa.
Bernardo Rezende ma ból głowy. Najlepsza drużyna w historii siatkówki na dwa tygodnie przed pierwszym meczem w Pekinie znalazła się na zakręcie. Dwukrotni mistrzowie świata, złoci medaliści z Aten przed własną publicznością przegrali w półfinale 0:3 z Amerykanami i w meczu o trzecie miejsce 1:3 z Rosją.
Nie pomogli Giba (najlepiej serwujący zawodnik Final Six) i Amaral Dante (najlepszy atakujący), nie na wiele się zdały zmiany dokonywane w trakcie tych meczów. Mit niezwyciężonych canarinhos budowany przez sześć ostatnich lat nagle runął, ale to nie oznacza, że Brazylia nie umie już grać w siatkówkę.
Sensacyjne porażki być może wyzwolą w tej drużynie dodatkowe pokłady energii i sprawią, że zespół po przejściach będzie jeszcze trudniejszy do pokonania niż wcześniej.
W drużynie mistrzów olimpijskich nie ma już znakomitego rozgrywającego Ricardo skłóconego z trenerem. To o nim mówiono, że rozgrywa najszybciej na świecie, w sposób tak twórczy jak nikt inny w tym fachu. Czyżby Rezende sam sobie strzelał w stopę, rezygnując z genialnego zawodnika?Zarzucano mu, że robi to celowo, bo szuka miejsca dla swojego syna Brunona, który wraz z Marcelinho (Marcelo Elgarten) zastępuje teraz Ricardo. Trzon drużyny pozostał jednak ten sam. O sile gry canarinhos dalej stanowią Giba, Dante, Gustavo, Andre i Sergio. I wciąż to oni są na czele listy kandydatów do olimpijskiego zwycięstwa.