Raul Lozano sześć godzin przed losowaniem twierdził w rozmowie z polskimi dziennikarzami, że jego zespół zmierzy się w ćwierćfinale z Włochami, a Rosja z Bułgarią. Jeśli nie jest jasnowidzem, to widać zna doskonale zasady, którymi kieruje się Światowa Federacja Piłki Siatkowej.
Mówił też, że nie ma znaczenia, kto będzie przeciwnikiem Polaków. Obie drużyny, Włosi i Bułgarzy, grają na podobnym poziomie, z jednymi i drugimi można wygrać. Lozano jest spokojny, bo jego zespół gra tak dobrze jak podczas mistrzostw świata w Japonii, gdzie zdobył srebrny medal.
Włosi to oprócz Brazylijczyków najbardziej utytułowany zespół. Z tą różnicą, że canarinhos rządzą w męskiej siatkówce od sześciu lat do dziś, a Włosi to bardziej drużyna przeszłości. Z igrzysk w Atenach wrócili wprawdzie ze srebrnym medalem (porażka w finale z Brazylią), trzy lata temu zdobyli w Rzymie mistrzostwo Europy, ale nijak się to ma do czasów, gdy trzykrotnie zdobywali mistrzostwo świata i zdominowali Ligę Światową.
Siatkówki uczyli się od Polaków, ale jak przystało na pojętnych uczniów szybko ich prześcignęli. Pierwsza połowa lat 90. to era chłopców Julia Velasco, starszego kolegi Raula Lozano. Obecnie trenerem Włochów jest Andrea Anastasi, który doprowadził niedawno Hiszpanów do mistrzostwa Europy.
Czy Anastasi potrafi wykrzesać tajemne moce ze swych zawodników, przekonamy się w meczu z Polską. Wcześniej niczym nie imponowali, choć wygrane z Japonią, Wenezuelą, Bułgarią i Chinami (porażka 1:3 z USA) świadczą, że nie zapomnieli, jak się gra w siatkówkę. Z Chińczykami w ostatnim spotkaniu fazy grupowej męczyli się jednak okrutnie, wygrali w tie breaku, ale warto pamiętać, że Anastasi oszczędzał podstawowych graczy. To wielki strateg, taktyk jakich mało. Umie prowadzić drużynę w wielkich turniejach, siatkarze mu ufają.