Szczęście Biesiady

Bardzo drobnym drukiem ukazały się parę dni temu informacje o uniewinnieniu przez sąd byłego prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej Janusza Biesiady (nie licząc “Rzeczpospolitej”, która poświęciła temu duży artykuł).

Publikacja: 29.04.2009 02:09

Janusz Biesiada wierzy, że wyrok ucina dyskusję o jego winie

Janusz Biesiada wierzy, że wyrok ucina dyskusję o jego winie

Foto: PAP

Doskonale pamiętam teksty na temat jego rzekomych win. Gazety prześcigały się w wymienianiu wysokości długów, w jakie w wyniku decyzji szefa popadł siatkarski związek. Pisały o nieuczciwości i pazerności Biesiady.

Krótko mówiąc, mediom udało się kilka lat temu wykreować Biesiadę na czarny charakter numer dwa w polskim sporcie. Niekwestionowanym liderem klasyfikacji generalnej był oczywiście szef PZPN Michał Listkiewicz, ale prezes siatkówki – jeśliby się trzymać terminologii kolarskiej – wygrał kilka etapów. Biesiada w przeciwieństwie do Listkiewicza miał szczęście w nieszczęściu. Wytoczono mu proces, w wyniku którego okazał się niewinny. A Listkiewiczowi do końca życia pozostanie opinia “zamieszanego w kradzież roweru”.

Pisząc o szczęściu Biesiady, mam świadomość, jak bardzo ryzykowne jest to określenie. Mogę sobie wyobrazić, co przeżywał on sam, odsądzony od czci i wiary, odrzucony przez własne środowisko, a także – jak w tej atmosferze nagonki czuła się jego rodzina. Ów stan trwał kilka lat, bo tak długo toczą się w Polsce w XXI wieku średnio skomplikowane procesy.

Nie ma co ukrywać, że sprawa Biesiady to porażka polskiego dziennikarstwa sportowego. Moja – żeby była jasność – też. Pisywałem wtedy felietony do “Rzeczpospolitej” i nie przyszło mi do głowy, żeby zgłosić votum separatum. Nikt z kolegów po fachu, którzy zajmowali się rzekomymi przekrętami prezesa polskiej siatkówki, nie zdobył się na to, by obiektywnie przedstawić sytuację. Posłuchać nie tylko oskarżycieli, ale porozmawiać z samym Biesiadą, a przede wszystkim zasięgnąć opinii prawników, którzy potrafiliby ocenić jakość dowodów. Niestety, dziennikarze najwyraźniej dali się zwieść jakiejś grupie w środowisku siatkarskim, która chciała Biesiadę wykończyć.

I osądzili człowieka, zanim jeszcze zaczął się proces.Inna sprawa, że wciąż trudno uwierzyć w niewinność rodaka oskarżonego o przekręty. Na ostatniej liście Transparency International zajmowaliśmy trzecie miejsce wśród krajów Unii Europejskiej pod względem korupcji. W przeciwieństwie do sportowych rankingów tu wysoka lokata nie może być powodem do dumy.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/04/29/szczescie-biesiady/]Skomentuj[/link][/ramka]

Doskonale pamiętam teksty na temat jego rzekomych win. Gazety prześcigały się w wymienianiu wysokości długów, w jakie w wyniku decyzji szefa popadł siatkarski związek. Pisały o nieuczciwości i pazerności Biesiady.

Krótko mówiąc, mediom udało się kilka lat temu wykreować Biesiadę na czarny charakter numer dwa w polskim sporcie. Niekwestionowanym liderem klasyfikacji generalnej był oczywiście szef PZPN Michał Listkiewicz, ale prezes siatkówki – jeśliby się trzymać terminologii kolarskiej – wygrał kilka etapów. Biesiada w przeciwieństwie do Listkiewicza miał szczęście w nieszczęściu. Wytoczono mu proces, w wyniku którego okazał się niewinny. A Listkiewiczowi do końca życia pozostanie opinia “zamieszanego w kradzież roweru”.

Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia