Zimna krew, charakter i spryt – Polacy najlepsi w Europie

Finał Polska – Francja 3:1. Tego chyba nikt się nie spodziewał. Nasza drużyna bez kontuzjowanych asów była bezkonkurencyjna

Aktualizacja: 14.09.2009 11:40 Publikacja: 14.09.2009 05:28

Wielki triumf polskich siatkarzy

Wielki triumf polskich siatkarzy

Foto: AFP

Pociąg z napisem Polska rozpędzał się długo, ale później nikt nie potrafił go zatrzymać. W półfinale z Bułgarią i finale z Francją Polakom można już było tylko bić brawo.

Gdy Piotr Gruszka zdobył ostatni punkt w finale i przypieczętował tym historyczny sukces naszych siatkarzy, którzy po raz pierwszy zdobyli mistrzostwo Europy, radości nie było końca. Polscy kibice dziękowali zawodnikom, ci się im kłaniali, bo doping mieli w Izmirze fantastyczny.

Rozgrywający Francuzów Yannick Bazin w tym czasie płakał, łzy w oczach miał też Stephane Antiga, zaś Antonin Rouzier trzymał się za głowę, nie mogąc uwierzyć, że to już koniec.

[srodtytul]Gruszka – turniej życia [/srodtytul]

Dewiza Daniela Castellaniego, argentyńskiego trenera Polaków, jest uniwersalna. Jeśli jest problem w ataku – trzeba lepiej grać w obronie. Gdy Bartosz Kurek nie kończy ataków – wchodzi za niego Michał Ruciak i wszystko wraca do normy. A Paweł Zagumny i tak zawsze może liczyć na Piotra Gruszkę, który zagrał turniej życia. W finale zdobył najwięcej punktów (23) w naszej drużynie.

Po wygranej w półfinałowym meczu z Bułgarią Gruszka mówił w rozmowie z „Rz”, że srebrny medal go nie zadowala. – Walczymy o złoto. Jestem przekonany, że poradzimy sobie z Francją – twierdził atakujący naszego zespołu.

Francja wypruła sobie żyły w sobotę, w pięciosetowym horrorze z Rosją. Mogła wygrać szybciej, ale zabrakło trochę szczęścia i koncentracji w trzeciej partii. W tie-breaku natomiast Rosjanie prowadzili 13:9 i wydawało się, że to jednak z nimi Polacy zmierzą się w finale.

Ale Francuzi mają Antigę, który potrafi sam odwracać losy przegranych spotkań. Przyjmujący Skry Bełchatów pokazał najwyższą klasę wtedy, gdy było to najbardziej potrzebne, a ponieważ skutecznie pomogli mu Rouzier i Guillaume Samica, cud się zdarzył.

Rosjanie przegrali wygrany już mecz, a w niedzielę zostali upokorzeni przez Bułgarów (0:3) w meczu o brązowy medal. Wszystko wskazuje na to, że ich włoski trener Daniele Bagnoli straci pracę, a jego następca będzie Rosjaninem, który pożegna się z kilkoma zawodnikami o głośnych nazwiskach.

[srodtytul]Zimna krew[/srodtytul]

Dwa początkowe sety finałowego spotkania Polaków z Francuzami były wyrównane i, co najważniejsze dla nas, zwycięskie. W pierwszym rywale uciekali na trzy punkty (7:10), my ich doganialiśmy i wychodziliśmy na prowadzenie (22:19) po asach serwisowych Daniela Plińskiego. Później Francuzi mieli trzy setbole, ale Polacy zachowali zimną krew, w polu zagrywki pojawił się Paweł Woicki i od razu zrobiło się na widowni głośniej, gdy Polska miała pierwszą piłkę setową (27:26). Ostatnie dwa punkty zdobył najmłodszy w drużynie Kurek i było 1:0 dla naszych siatkarzy.

– Jak wygramy pierwszego seta, będzie dobrze. Francuzi grają wprawdzie z meczu na mecz lepiej, ale jestem przekonany, że nam nie dadzą rady – mówił przed rozpoczęciem spotkania rezerwowy libero Krzysztof Ignaczak.

[wyimek]Młodzi polscy siatkarze, przy wsparciu starszych, uwierzyli, że stać ich na więcej niż mogli marzyć[/wyimek]

Drugi set był znacznie spokojniejszy. Rywale wprawdzie znów uciekli na trzy punkty (6:9), ale kilkanaście minut później, po perfekcyjnym bloku w wykonaniu Plińskiego Polacy prowadzili 20:15, a Castellani pokazywał, jak wygląda taniec wojenny. To był czas Gruszki, do którego Zagumny kierował większość piłek. Nasz atakujący z pięciu ostatnich punktów sam zdobył trzy, kończąc tę partię dynamicznym zbiciem.

[srodtytul]Wreszcie złoto [/srodtytul]

O jedynym przegranym w tym meczu secie nie ma co wspominać. Mistrzom też zdarzają się słabsze chwile. Najważniejsze, że słabość została opanowana, gdy w czwartej partii decydowały się losy tytułu. Polacy prowadzili jednym, dwoma punktami, a Francuzi cały czas siedzieli im na plecach. Ostatnie dwa punkty zdobył Gruszka, gdy wystawiającym był nie Paweł Zagumny tylko Marcin Możdżonek, środkowy polskiego bloku.

To był pierwszy finał Polaków w mistrzostwach Europy po 26 latach. W 1983 roku w Berlinie przegrali mecz o złoty medal ze Związkiem Radzieckim i po raz piąty z rzędu zdobyli srebrny. Teraz wreszcie są mistrzami, choć chyba nikt na tak wielki sukces nie liczył.

Kontuzje Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego, Sebastiana Świderskiego, Marcina Wiki i Grzegorza Szymańskiego zmusiły Castellaniego do sięgnięcia po młodych, którzy zagrali ambitnie i przy wsparciu starszych – Pawła Zagumnego, Daniela Plińskiego, Piotra Gruszki i Piotra Gacka – uwierzyli, że stać ich na więcej, niż marzyli. Rezultat znamy – to polskie złoto w Izmirze.

[srodtytul]Bułgaria na łopatkach[/srodtytul]

W półfinałowym meczu z Bułgarią Polacy nie stracili nawet jednego seta. – Byliście lepsi, mogę tylko pogratulować i życzyć sukcesu w finale – mówił na konferencji prasowej Władymir Nikołow, atakujący i kapitan bułgarskiej drużyny. W podobnym tonie wypowiadał się też szkoleniowiec Bułgarów, Włoch Silvano Prandi. – 20 lat temu Daniel Castellani był moim najlepszym zawodnikiem w Padwie. Inteligentnym, twórczym, jak mało kto rozumiejącym niuanse taktyki. Teraz pokazał, że jest też znakomitym trenerem – komplementował Argentyńczyka Prandi.

Bułgarzy byli faworytem w meczu z Polakami. Przez eliminacje przeszli jak burza, przegrali tylko z Rosjanami mając już zapewniony awans do strefy medalowej. Nikołow narzekał na niesprawiedliwy przydział do grup, dawał do zrozumienia, że Polska miała dużo szczęścia rywalizując ze znacznie słabszymi drużynami niż Bułgaria. – Dobrze, że tak mówi. To sygnał, iż Bułgarzy wcale nie są tak mocni, jak im się wydaje – skomentował te wypowiedzi Gruszka, a Pliński spokojnie kontrował: – Przecież oni wygrali z nami w ostatnich latach tylko raz, i to dopiero w tie- breaku na nieudanych dla nas mistrzostwach Europy w Moskwie. Teraz się z nimi rozprawimy – obiecywał polski środkowy. I dotrzymał słowa.

[ramka]FINAŁ: Polska – Francja 3:1 (29:27, 25:21, 16:25, 26:24).

POLSKA: P. Gruszka (23 pkt.),

D. Pliński (8), P. Zagumny (1), B. Kurek (11), M. Bąkiewicz (10), M. Możdżonek (7), P. Gacek (libero) oraz M. Ruciak (5), P. Nowakowski, P. Woicki.

FRANCJA: Y. Bazin (1), A. Rouzier (25), R. Vadeleux (13), S. Antiga (14), G. Samica (19), O. Kieffer (6), H. Henno (libero) oraz E. Rowlandson, T. Takaniko, S. Tuia, J. P. Sol.

1/2 FINAŁU: • Polska – Bułgaria 3:0 (25:19, 30:28, 25:20) • Rosja – Francja 2:3 (18:25, 22:25, 27:25, 25:15, 15:17). [/ramka]

[ramka][b]Najlepsi w ME[/b]

Najskuteczniejszy: Antonin Rouzier (Francja)

Rozgrywający: Paweł Zagumny (Polska)

Atakujący: Aleksander Wołkow (Rosja)

Serwujący: Jurij Biereżko (Rosja)

Blokujący: Wiktor Josifow (Bułgaria) Odbierający: Stephane Antiga (Francja)

Libero: Hubert Henno (Francja)

Najbardziej wartościowy gracz: Piotr Gruszka (Polska)

[b]Brąz dla Bułgarii[/b]

Bułgarzy wygrali z Rosjanami 3:0 (25:18, 26:24, 25:21) i po 26 latach znów stanęli na podium mistrzostw Europy. To był udany rewanż Bułgarów za porażkę w ostatnim meczu drugiej rundy (0:3). W niedzielę role się odwróciły, zespół Silvano Prandiego nie dał szans rywalom. Rosjanie wyglądali, jakby nie otrząsnęli się jeszcze po porażce w półfinale z Francją (2:3). Tylko w drugim secie nawiązali walkę. Grali bez wiary w sukces i po raz pierwszy od 12 lat wracają z ME bez medalu.

Bułgaria: C. Cwetanow (2), A. Żekow (3), M. Kazijski (14), W. Nikołow (11), W. Josifow (10), T. Aleksiew (14), T. Sałparow (libero) oraz K. Gajdarski, M. Ananiew, C. Sokołow (5). Rosja: S. Grankin (2), A. Kazakow (7), S.Tietiuchin (3), J. Biereżko (15), A. Wołkow (8), M. Michajłow (11), A. Werbow (libero) oraz S. Połtawski (1), W. Chamuckich, D. Birjukow(3).

[srodtytul]Powiedzieli [/srodtytul]

[b]Paweł Zagumny | kapitan drużyny[/b]

Wreszcie mamy to upragnione złoto. Finał był ciężkim pojedynkiem od początku do końca. Francuzi z meczu na mecz grali lepiej i wcale nie zamierzali dać nam tego medalu na tacy. Zagraliśmy z charakterem i to zadecydowało o naszym zwycięstwie. Piotr Gruszka ostatnie punkty zdobywał po wystawach Możdżonka, ale jak ja bronię i jestem wyłączony z rozgrywania, robi to albo on, albo Daniel Pliński. I jak widać radzą sobie bardzo dobrze. Złoty medal dedykuję Sebastianowi Świderskiemu. Tyle lat graliśmy razem, razem mieszkaliśmy podczas wielkich imprez i wyjazdów. Wierzę, że wróci po ciężkiej kontuzji i znów będzie grał na najwyższym poziomie. Mam nadzieję, że to nie ostatni nasz sukces.

[b]Piotr Gruszka | MVP turnieju[/b]

Jestem dumny z tego, co osiągnęliśmy. Nie chce się wierzyć, że pod koniec kariery wracam do domu ze złotym medalem i tytułem najbardziej wartościowego gracza imprezy. A przecież nic na to nie wskazywało. Dla nominalnego przyjmującego, jakim jestem, gra na pozycji atakującego nie jest łatwa. Podczas kwalifikacji do przyszłorocznych mistrzostw świata w Gdyni nie grałem najlepiej. W Izmirze, w pierwszym meczu z Francuzami też mi nie szło. Ale trener Castellani mi zaufał. Wiedziałem, że stawia na mnie, czułem też, że ufają mi koledzy. To sprawia, że chcesz odpowiedzieć tym samym, odwdzięczyć się dobrą grą. Dla mnie ten medal jest cenniejszy niż srebro w Japonii, bo więcej w nim teraz mojego wkładu.

[b]Piotr Gacek | libero[/b]

Z Francją mieliśmy bardzo ciężką przeprawę. Znacznie trudniejszą niż w półfinałowym meczu z Bułgarią. Tak naprawdę uwierzyłem, że jesteśmy mistrzami Europy dopiero po ostatniej piłce. Gwizdek sędziego kończący spotkanie był najmilszym dźwiękiem, jaki ostatnio słyszałem. Nawet nie wiem, jak określić uczucie, które mnie teraz przepełnia. Radość, bezmiar szczęścia, to za mało. Warto było ciężko tyrać, by teraz przeżyć coś takiego. Nie porównuję tego zwycięstwa ze srebrnym medalem mistrzostw świata w Japonii. I tamten medal, i ten jest bezcenny. Pamiętam tylko słowa Piotra Gruszki, który mówił w Japonii, że kiedyś srebro zamienimy na złoto. I tak się stało. W dużej mierze dlatego, że tworzymy prawdziwy zespół.

[b]Michał Bąkiewicz | przyjmujący[/b]

Jestem wykończony. Psychicznie i fizycznie. Nie mówiliśmy tego głośno, ale od początku liczyliśmy na medal. Dlatego, gdy kilka razy zwycięstwa wymykały się nam z rąk, walczyliśmy tak zaciekle, by odwrócić losy tych wyrównanych pojedynków. Finału nie można porównać z meczem o złoto w Japonii. Chociażby dlatego, że tamten mecz przegraliśmy, a Brazylia sprawiła nam lanie. Teraz byliśmy jednak bogatsi o tamte doświadczenia, spokojniejsi, cierpliwsi. Cieszę się, że wygrała też nasza filozofia gry, partnerstwo, które obowiązuje w naszej grupie. W Lidze Światowej graliśmy słabo, ale wierzyliśmy, że gdy dojdą starsi, bardziej doświadczeni gracze będzie to zupełnie inna drużyna. I tak się stało. Gdy oglądaliśmy półfinałowy mecz Francji z Rosją nikt z nas nie kalkulował, z kim lepiej byłoby grać w finale. To nie miało żadnego znaczenia. Chcieliśmy wygrać i zdobyć złoty medal, bez względu na to, kto będzie po drugiej stronie siatki. [i]—j.p. [/i][/ramka]

Pociąg z napisem Polska rozpędzał się długo, ale później nikt nie potrafił go zatrzymać. W półfinale z Bułgarią i finale z Francją Polakom można już było tylko bić brawo.

Gdy Piotr Gruszka zdobył ostatni punkt w finale i przypieczętował tym historyczny sukces naszych siatkarzy, którzy po raz pierwszy zdobyli mistrzostwo Europy, radości nie było końca. Polscy kibice dziękowali zawodnikom, ci się im kłaniali, bo doping mieli w Izmirze fantastyczny.

Pozostało 95% artykułu
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia
Siatkówka
Powódź w Polsce. Prezes Stali Nysa: Sport zszedł teraz na drugi plan
Siatkówka
Rusza siatkarska PlusLiga. Jeszcze więcej mocy
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Siatkówka
Transfery w PlusLidze. Zbroili się wszyscy
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska