[b]Rz: Hubert Wagner, trener który doprowadził polskich siatkarzy do mistrzostwa świata i olimpijskiego złota, kochał prowokować. Przed wyjazdem na wielkie imprezy mówił: jedziemy po złoto. Stawiał zawodników pod ścianą. I oni wracali ze złotem. Pan też tak potrafi?[/b]
Daniel Castellani: Podziwiam Wagnera za to, czego dokonał, i myślę, że znalazł wielu naśladowców, ale ja nie byłbym zdolny do takich deklaracji. Bliższy jest mi Bernardo Rezende, który stosuje inną metodę, a przecież osiągnął z Brazylią więcej niż ktokolwiek inny w historii siatkówki. Owszem, zawsze obiecuje walkę o zwycięstwo, zapewnia, że jego drużyna zrobi wszystko, co może, ale podkreśla przy tym zalety przeciwnika, nawet jeśli jest nim zespól z nizin tej dyscypliny. Wszystko po to, by nie dopuścić do rozluźnienia, do zlekceważenia rywala. Dlatego Brazylijczycy nie przegrywają łatwych meczów.
[b]Patrząc na Brazylijczyków, odnosi się wrażenie, że mają zaszczepiony gen wygrywania. Nikt z taką skutecznością nie wychodzi z opresji jak oni. Tego można się nauczyć?[/b]
Próbujemy. Wielkie drużyny tak już mają, że grają najlepiej, gdy rywal zaczyna dobierać się im do skóry. Brazylia to świetny przykład. W finale Ligi Światowej w Cordobie nie grała najlepiej, przeciskała się przez turniej z trudem, ale wygrała.
[b]Tak szczerze, nie żal panu, że zabrakło tam polskiej reprezentacji?[/b]