Ostatni mecz w barwach narodowych zagrała podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie, jeszcze za czasów trenera Marco Bonitty. Wiedziała, że to jej pierwsze i prawdopodobnie ostatnie igrzyska, więc po porażkach schodziła z boiska ze łzami w oczach.
Kiedy Polki zdobywały w ubiegłym roku brązowy medal mistrzostw Europy, była na trybunach łódzkiej Atlas Areny, już po urodzeniu dziecka. Nikt wtedy nie mówił głośno, że za rok wzmocni tę drużynę, choć nowy trener kadry Jerzy Matlak miał taką nadzieję.
Wróciła w chwili, gdy jest bardzo potrzebna. Matlak zrobił w składzie małą rewolucję, zrezygnował z naszej eksportowej atakującej Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty i rozgrywającej Katarzyny Skorupy. Miał nadzieję, że Glinka się zgodzi i będzie w tej drużynie dżokerem. Jak trzeba zagra w ataku, innym razem jako przyjmująca na lewym skrzydle. Glinka ma 192 cm wzrostu i ogromne doświadczenie. Jest dwukrotną złotą medalistką mistrzostw Europy i najlepszą siatkarką Starego Kontynentu sprzed kilku lat.
Turniej im. Agaty Mróz w Katowicach pokazał, że Glinka może być wzmocnieniem drużyny Matlaka już podczas mistrzostw świata, które rozpoczynają się w Japonii 29 października. Polki wygrały dwa mecze, z Czechami i Chorwacją, by przegrać 2:3 z Serbią, która będzie naszym rywalem w fazie grupowej w Tokio.
W tie-breaku cały czas prowadziły Serbki, ale wydawało się, że pogoń Polek może zakończyć się sukcesem, gdy doprowadziły do stanu 9:10. Niestety, chwilę później Serbki prowadziły już 13:11, pogubiła się nieco nasza młoda rozgrywająca Joanna Wołosz (to ona zastąpiła w kadrze Skorupę) i Polki przegrały mecz. Ale turniej wygrały.