Monarchia małżeńska

Sportem tym Ruben Acosta i jego żona przez 24 lata rządzili jak folwarkiem. Skutki widać do dziś

Publikacja: 06.10.2010 01:22

Ruben Acosta i jego żona Malú uczynili z FIVB skansen, robili, co chcieli, byli bezkarni

Ruben Acosta i jego żona Malú uczynili z FIVB skansen, robili, co chcieli, byli bezkarni

Foto: AFP

Mistrzostwa świata we Włoszech i ich kuriozalny regulamin przypomniały, że Międzynarodowa Federacja Siatkówki (FIVB) to wciąż organizacyjna skamielina z epoki posłuchu dla jednego przywódcy.

Federacja ta solidnie zapracowała na złą opinię. Przez długie lata tworzyła korupcjogenny system powiązań między kilkoma osobami zarządzającymi siatkarskim światem. Swoją niesławę zawdzięcza Rubenowi Acoście, meksykańskiemu prawnikowi, który objąwszy władzę w 1984 roku i oddawszy ją dopiero w 2008, stworzył zamkniętą organizację, w której działaniu liczyły się przede wszystkim osobiste zyski szefa i bliskich mu osób, wszelkie nieposłuszeństwo było karane, a lojalna współpraca nagradzana.

[srodtytul]Pani Malú[/srodtytul]

Nie była to republika kuzynów, lecz raczej monarchia małżeństwa Malú i Rubena Acostów ze wszystkimi przymiotami rozpasanego dworu. Wybory przez aklamację, żadnej kadencyjności, jednoosobowe sądy bez możliwości odwołania, decydowanie o wszystkich sprawach, małych i dużych, wedle uznania.

Od tego, komu dać miejsce w grupie Ligi Światowej czy dziką kartę na mistrzostwa świata, kogo postraszyć dyskwalifikacją, komu dać turniej światowy, jak manipulować wynikami kontroli antydopingowych, jak zmieniać przepisy gry (łącznie z jednorazową bzdurną regułą przymusu ataku z drugiej linii dla podniesienia atrakcji turnieju u szejków), do opinii o rozmiarze nogawek w majtkach siatkarek i stopnia napięcia męskich trykotów opinających torsy siatkarzy (w czym celowała pani Malú).

Acostowie, rządząc twardą ręką, narzucili swą wolę nie tylko szefom krajowych i kontynentalnych federacji siatkarskich, ale także władzom państwowym, telewizjom i sponsorom. Mieli jeden dobry pomysł na promocję siatkówki – wymyślili Ligę Światową. Ta dała im pieniądze, które powiększyły ich władzę do rozmiarów absolutnych i w praktyce dały bezkarność. Wszystkie decyzje zapadały w ciszy gabinetów lub w garderobie pani Malú.

[srodtytul]Kłótnia w rodzinie[/srodtytul]

Po raz pierwszy powiedział o tym Mario Goijman, były szef Argentyńskiego Związku Siatkówki. Zarzucił Acoście fałszowanie finansowych raportów z 2000 roku, ukrycie przed FIVB faktu, że od 1990 roku pobrał jako szef federacji 8,32 mln franków szwajcarskich „prowizji” od kontraktów telewizyjnych i reklamowych, że za 1,7 mln kupił w Lozannie posiadłość z przeznaczeniem na nową siedzibę federacji, nie ujawniając, iż był to dom rodzinny jego żony Malú, i mieszkał w nim od 1984 roku. Acosta miał też „zapomnieć” zapisać w dokumentach kwotę 4,85 mln franków przekazanych FIVB przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski.

Głównym powodem ataku Goijmana były osobiste straty, jakie poniósł na organizacji mistrzostw świata w 2002 roku, gdy nie dostał od Acosty obiecanego zwrotu kredytu w wysokości 200 000 dolarów.

Argentyński prezes zapłacił za swą determinację wysoką cenę. Jeszcze podczas mistrzostw został wyrzucony z posady, oskarżony o malwersacje finansowe przy organizacji imprezy, a argentyńska federacja na dwa lata straciła prawa członka FIVB.

Podobne oskarżenia wobec Acosty wysunął w 2005 roku Jean-Pierre Seppey, były sekretarz generalny FIVB, który popadł w niełaskę, gdy zaczął przebąkiwać o możliwości zastąpienia szefa. Natychmiast wyrzucony ze związku pod zwyczajowym pretekstem malwersacji finansowych wzbogaconym o wydatki na kochanki, auta, restauracje, ubrania i bieliznę intymną, założył alternatywny związek siatkarski, ale sukcesu nie odniósł.

Relacje polskich władz sportowych z FIVB pod wodzą małżeństwa Acostów to też jest pouczający przykład zasad działania meksykańskiego satrapy i jego małżonki. Rozmowy z władcą FIVB w sprawie organizacji imprez siatkarskich w Polsce podjął nieżyjący już prezes PZPS Eryk Ippohorski-Lenkiewicz.

[srodtytul]Futra i kryształy[/srodtytul]

Ligę Światową Polska dostała w 1998 roku, gdy negocjacje poprowadził ambitny sekretarz generalny Janusz Biesiada, który zagwarantował szefowi FIVB odpowiednie zyski oraz tzw. korzystną atmosferę współpracy. Kuluarowe opowieści o futrach i kryształach dla pani Malú miały przez jakiś czas duże powodzenie wśród dziennikarzy. Gdy Biesiadę, już jako prezesa, w 2002 roku oskarżono o nadużycia finansowe i spowodowanie niewypłacalności związku (po latach walki sądowej został uniewinniony, winę przypisano byłemu księgowemu związku), Acosta dbający o interesy swego imperium natychmiast interweniował. Zrobił to tak skutecznie, że wymusił na PZPS kuriozalne porozumienie, którego reguły wprowadziły na pewien czas funkcję współprezesa ds. Ligi Światowej dla Janusza Biesiady i gwarancję jego zatrudnienia jako organizatora LŚ niezależnie od wyników wyborów kolejnego prezesa związku.

Ówczesny prezes UKFiS, dzisiejszy minister sportu Adam Giersz nazwał tamte żądania Acosty szantażem. Wkrótce się okazało, że obok kija leży też marchewka. Ruben Acosta uznał kompromis za korzystny, więc łaskawie przyznał Polakom miejsce na mistrzostwach świata w Argentynie, choć nasza reprezentacja przegrała eliminacje z Francją. W tym celu wyrzucił z turnieju drużynę Korei Płd., która uczciwie zdobyła awans. Pretekst do pozbycia się Koreańczyków był następujący: chcą przyjechać do Argentyny w rezerwowym składzie, co obniży rangę turnieju. Acosta nigdy nie dbał przesadnie o wiarygodność tłumaczeń.

[srodtytul]Teraz Chińczyk[/srodtytul]

Gdy rządy w PZPS objął Mirosław Przedpełski, wewnętrzne konflikty w polskim związku zostały wyciszone, po wizycie nowego prezesa w Lozannie współpraca z FIVB znów rozkwitła. Jej reguły jak zawsze ustalali Ruben i Malú Acostowie. Przydzielali (lub nie) polskim drużynom dzikie karty na Puchar Świata, negocjowali organizację kolejnych imprez, wreszcie dali Polsce mistrzostwa świata w 2014 roku, gdy telewizja Polsat wyłożyła dostatecznie atrakcyjną kwotę, wedle nieoficjalnych wypowiedzi znacznie większą niż 12 mln dol. Włochów za MŚ 2010.

Acosta niewiele sobie robił z ocen swej działalności. Nawet gdy komisja etyki MKOl w 2004 roku uznała jego działania za naganne, po prostu zrezygnował z funkcji członka MKOl i uniknął dalszych dyskusji. Nie przeszkodziło mu to w organizacji podczas igrzysk w Pekinie głośnego spektaklu przekazania władzy pierwszemu zastępcy, Chińczykowi Jizhong Wei.

[srodtytul]Honorowy prezes[/srodtytul]

Przyczyn ustąpienia nie podał, mówiono o kłopotach zdrowotnych, ale także o chęci odejścia w cień z zachowaniem cichej władzy w FIVB, której gwarancją miało być przestrzeganie reguły wypłaty prowizji od wcześniej załatwionych kontraktów, także tego w Polsce.

Jizhong Wei (lat 75) na razie nie budzi zaufania tych, którzy chcieli wreszcie zobaczyć w federacji światowej organizację nowoczesną, demokratyczną i transparentną. Przez dwa lata udało mu się wprowadzić niby-eliminacje do Ligi Światowej i niewiele więcej.

Jak pokazały mistrzostwa świata we Włoszech, nie jest w stanie zapanować nad swawolą regulaminową działaczy. Na razie obiecuje ustąpienie z funkcji w 2012 roku i nowe tajne wybory, a wcześniej może nieco zmieni reguły finansowania FIVB i jej prominentnych członków, także Rubena Acosty, honorowego prezesa dożywotniego, oraz jego żony, honorowego doradcy ds. marketingu.

Jeśli Jizhong Wei skreśli wciąż aktualną regułę dziesięciu procent odpisu dla tego członka FIVB, który załatwia kontrakt telewizyjny lub sponsorski, to federacja siatkarska imienia małżeństwa Acostów może wreszcie zacznie pracować na inną nazwę.

Mistrzostwa świata we Włoszech i ich kuriozalny regulamin przypomniały, że Międzynarodowa Federacja Siatkówki (FIVB) to wciąż organizacyjna skamielina z epoki posłuchu dla jednego przywódcy.

Federacja ta solidnie zapracowała na złą opinię. Przez długie lata tworzyła korupcjogenny system powiązań między kilkoma osobami zarządzającymi siatkarskim światem. Swoją niesławę zawdzięcza Rubenowi Acoście, meksykańskiemu prawnikowi, który objąwszy władzę w 1984 roku i oddawszy ją dopiero w 2008, stworzył zamkniętą organizację, w której działaniu liczyły się przede wszystkim osobiste zyski szefa i bliskich mu osób, wszelkie nieposłuszeństwo było karane, a lojalna współpraca nagradzana.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia