W ostatnich latach ten, kto wygrał Ligę Światową, zakładał potem na szyję złoty medal olimpijski: w 2008 roku byli to Amerykanie, a cztery lata wcześniej Brazylijczycy.
Zdecydowanego faworyta nie widać: Brazylijczycy nie wrócili do wysokiej formy, Bułgarzy się kłócą, a Kubańczycy czasami zawodzą – na igrzyska nie zdołali się zakwalifikować.
Przed odlotem do Bułgarii zawodnicy i trener Andrea Anastasi zapowiadali, że jadą po zwycięstwo. Po trzech wygranych (w czterech spotkaniach) z Brazylią w grupie eliminacyjnej trudno się dziwić tym deklaracjom.
Wątpiących powinien przekonać ostatni mecz obu drużyn w Tampere, który decydował o pierwszym miejscu w grupie A. W drużynie Bernardo Rezende byli już wtedy wszyscy najlepsi: Murilo, Leandro Vissotto i Giba, a było to najłatwiejsze z trzech polskich zwycięstw (3: 1). Polacy awansowali do Final Six bezpośrednio, a Brazylijczycy musieli czekać, czy wystarczy im punktów, by zakwalifikować się z drugiego miejsca. W Sofii obie drużyny spotkają się ponownie.
– To może być klucz do turnieju i trochę się obawiam tego meczu. Mam nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja z mistrzostw świata 2010 roku, gdy w pierwszej fazie graliśmy znakomicie, a potem gładko przegraliśmy z Brazylią i drużyna się rozsypała – mówi „Rz" Sebastian Świderski, były reprezentant Polski, a obecnie trener.