Spokój mistrzów

Polacy przylecieli do Londynu. Czują się mocni i bardzo im się to podoba

Aktualizacja: 24.07.2012 18:46 Publikacja: 24.07.2012 18:38

Spokój mistrzów

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

To był pierwszy dzień wolny od kilku tygodni. Najpierw krótkie spotkanie z kibicami na lotnisku w Warszawie, później dwie godziny lotu - podobno przespane - do Londynu. Na Heathrow nikomu już nie chciało się rozmawiać. Przy dziennikarzach na chwilę zatrzymał się Paweł Zagumny i powiedział, że popołudnie zamierza spędzić na zwiedzaniu wioski olimpijskiej. - Nie ma jeszcze świeżości, główna forma ma przyjść na drugi tydzień igrzysk. Nastroje mamy bojowe, wiemy, że jesteśmy w dobrej dyspozycji, ale doceniamy też klasę naszych przeciwników - opowiadał.

Mówi się, że Polacy mogą te igrzyska przegrać tylko sami ze sobą, w głowach. Tak mocni nie byli już bardzo dawno, w 2012 roku przegrali tylko dwa z dwudziestu meczów, wygrali ostatnie dziesięć spotkań z rzędu. Starają się chłodzić rozgrzane głowy, ale wychodzi im to średnio. Kiedy na dwa dni przed wylotem do Londynu wygrali Memoriał Wagnera, przepraszali kibiców, że nie potrafili im dać atrakcyjnej siatkówki, tłumaczyli, że są w trakcie treningów siłowych.

Na Heathrow w każdej hali przylotów są wydzielone miejsca, w których można robić wywiady i zdjęcia z przylatującymi. Można, o ile się najpierw poprosiło o pozwolenie władze lotniska, wtedy dostaje się specjalną akredytację. Ta olimpijska nie wystarcza, co się jeszcze na igrzyskach nie zdarzało. Kto o tym nie wie, ten ryzykuje, że wywiad przerwie mu rozjuszony porządkowy. Porządkowi pilnowali też siatkarzy przy autokarze, odpychali, grozili wyrwaniem akredytacji. Ta upoważniająca do rozmów na lotnisku obowiązuje tylko przy wyjściu, akredytacji na rozmowy przy autokarze nikt nie przewidział. - Nasze dotychczasowe mecze to już historia, teraz chcemy napisać jej nowy rozdział. Bycie kapitanem takiej drużyny to sama przyjemność, to grupa 12 ludzi, którzy sami się pilnują i nikogo nie trzeba sprowadzać na ziemię - mówił Marcin Możdżonek.

Polacy zagrają w grupie A i zmierzą się kolejno z Włochami, Bułgarią, Argentyną, Wielką Brytanią i Australią. Pierwszy mecz, już w niedzielę, wydaje się być spotkaniem o pierwsze miejsce w grupie, bo silniejszego rywala w tej fazie nie ma. Siatkarze mówią, że dla nich układ gier nie ma żadnego znaczenia, najważniejszy jest ćwierćfinał, bo da szansę walki o medal, a wtedy może wydarzyć się już wszystko. - Po Lidze Światowej musieliśmy popracować trochę nad przygotowaniem fizycznym. Teraz mamy kilka dni na szybkość. Wszystko jest świetnie zaprogramowane, nasze wyniki pokazują, że trenerzy wiedzą co robią. Dzięki temu czujemy się pewnie - mówi "Rz" Łukasz Żygadło.

O presję nikt się nie niepokoi. Chociaż w drużynie znalazło się aż ośmiu zawodników, którzy nigdy nie byli na igrzyskach, wszyscy mówią o doświadczeniu, którego trema nie odważy się ruszyć. - Wyniki, które osiągaliśmy przyzwyczaiły nas do otoczki, która towarzyszy siatkówce. Umiemy się wyłączyć i skoncentrować na sobie. Nie jesteśmy tu najmocniejsi, inni też mają swoje marzenia - dodaje Żygadło.

Polacy wezmą udział w piątkowej ceremonii otwarcia, bo tak zdecydował trener Andrea Anastasi. Chce, by jego zawodnicy poczuli magię igrzysk. Również po konsultacji z nim podjęto decyzję o przesunięciu powrotu drużyny do Polski o dzień później, niż zakładano. Przylot o 17, to trochę za późno, żeby jechać przez miasto i cieszyć się z kibicami. Lepiej pojawić się rano i mieć na to cały dzień.

Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia