To był pierwszy dzień wolny od kilku tygodni. Najpierw krótkie spotkanie z kibicami na lotnisku w Warszawie, później dwie godziny lotu - podobno przespane - do Londynu. Na Heathrow nikomu już nie chciało się rozmawiać. Przy dziennikarzach na chwilę zatrzymał się Paweł Zagumny i powiedział, że popołudnie zamierza spędzić na zwiedzaniu wioski olimpijskiej. - Nie ma jeszcze świeżości, główna forma ma przyjść na drugi tydzień igrzysk. Nastroje mamy bojowe, wiemy, że jesteśmy w dobrej dyspozycji, ale doceniamy też klasę naszych przeciwników - opowiadał.
Mówi się, że Polacy mogą te igrzyska przegrać tylko sami ze sobą, w głowach. Tak mocni nie byli już bardzo dawno, w 2012 roku przegrali tylko dwa z dwudziestu meczów, wygrali ostatnie dziesięć spotkań z rzędu. Starają się chłodzić rozgrzane głowy, ale wychodzi im to średnio. Kiedy na dwa dni przed wylotem do Londynu wygrali Memoriał Wagnera, przepraszali kibiców, że nie potrafili im dać atrakcyjnej siatkówki, tłumaczyli, że są w trakcie treningów siłowych.
Na Heathrow w każdej hali przylotów są wydzielone miejsca, w których można robić wywiady i zdjęcia z przylatującymi. Można, o ile się najpierw poprosiło o pozwolenie władze lotniska, wtedy dostaje się specjalną akredytację. Ta olimpijska nie wystarcza, co się jeszcze na igrzyskach nie zdarzało. Kto o tym nie wie, ten ryzykuje, że wywiad przerwie mu rozjuszony porządkowy. Porządkowi pilnowali też siatkarzy przy autokarze, odpychali, grozili wyrwaniem akredytacji. Ta upoważniająca do rozmów na lotnisku obowiązuje tylko przy wyjściu, akredytacji na rozmowy przy autokarze nikt nie przewidział. - Nasze dotychczasowe mecze to już historia, teraz chcemy napisać jej nowy rozdział. Bycie kapitanem takiej drużyny to sama przyjemność, to grupa 12 ludzi, którzy sami się pilnują i nikogo nie trzeba sprowadzać na ziemię - mówił Marcin Możdżonek.
Polacy zagrają w grupie A i zmierzą się kolejno z Włochami, Bułgarią, Argentyną, Wielką Brytanią i Australią. Pierwszy mecz, już w niedzielę, wydaje się być spotkaniem o pierwsze miejsce w grupie, bo silniejszego rywala w tej fazie nie ma. Siatkarze mówią, że dla nich układ gier nie ma żadnego znaczenia, najważniejszy jest ćwierćfinał, bo da szansę walki o medal, a wtedy może wydarzyć się już wszystko. - Po Lidze Światowej musieliśmy popracować trochę nad przygotowaniem fizycznym. Teraz mamy kilka dni na szybkość. Wszystko jest świetnie zaprogramowane, nasze wyniki pokazują, że trenerzy wiedzą co robią. Dzięki temu czujemy się pewnie - mówi "Rz" Łukasz Żygadło.