Rodzina na swoim

Pełne hale, fantastyczni kibice i sukcesy na parkietach przykrywają brud. W poniedziałek wybory prezesa PZPS

Aktualizacja: 06.10.2012 20:06 Publikacja: 06.10.2012 17:00

Rodzina na swoim

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak now Piotr Nowak

– Powinienem pierś do medalu wypiąć, a nie się tłumaczyć. Jestem wyczerpany emocjonalnie. Osiem lat społecznej pracy poświęciłem, żeby nasza siatkówka liczyła się na świecie, a teraz w kraju traktowany jestem jak przestępca – mówi „Rz" Mirosław Przedpełski, od dwóch kadencji rządzący Polskim Związkiem Piłki Siatkowej (PZPS). W jego królestwie dzieje się źle, najbogatsza w Polsce federacja wydaje ponad stan, a opozycja mówi wprost: pieniądze ze związku wyprowadzane są w sposób niezrozumiały.

Siatkówka ma wyjątkowy status, przez kilkanaście lat przeszła długą drogę – ze świetlicy na salony. Zaczęła generować olbrzymie środki, a kibicom pokazała się jako fajny, rodzinny sport. Do związku zaczęli garnąć się sponsorzy. Od 14 lat stabilność finansową zapewnia Polkomtel, mówi się o 25 milionach złotych rocznie, ostatnio dołączył też Orlen.

Specjaliści od marketingu zapewniają, że to dobra inwestycja, bo za samą telewizyjną ekspozycję marki trzeba byłoby zapłacić więcej, a skojarzenia Plusa z siatkówką nawet nie da się wycenić. Ponad 40 procent kibiców, myśląc o tym sporcie, przypomina sobie o operatorze telefonii komórkowej. Orange płacący na piłkarską reprezentację o takim wyniku może tylko pomarzyć.

Mały Rycerz

Piłkarzy wymienia się jako jeden z głównych powodów sukcesów marketingowych siatkówki. Grają słabo, na mistrzostwach świata i Europy zawodzą, ligowe kluby nie potrafią awansować do Ligi Mistrzów, a kibice to w dużej części chuligani.

Lepiej więc pójść na siatkówkę, pod dyktando wodzireja zaśpiewać Małego Rycerza i oglądać w akcji najlepszych zawodników na świecie. A jeśli nie na żywo, to przed telewizorem – prawa do polskiej siatkówki do 2015 roku kupił Polsat i uczynił z tego produktu swój okręt flagowy.

Mając takie argumenty, Przedpełski ugruntował swoją pozycję w światowych władzach. Popierał kogo trzeba, zawierał przyjaźnie, a atmosfera panująca na zawodach w Polsce chwalona była przez wszystkich gości. We wrześniu Przedpełski wszedł do zarządu Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB), a kilka dni temu nowy jej szef Brazylijczyk Ary Graca zrobił go wiceprezesem do spraw marketingu.

Polska w przyszłym roku zorganizuje mistrzostwa świata w siatkówce plażowej, a wspólnie z Danią – mistrzostwa Europy mężczyzn. W 2014 roku będziemy gospodarzami mistrzostw świata mężczyzn, najważniejszej imprezy w tej dyscyplinie.

W maju do PZPS zapukali jednak agenci CBA, zabezpieczono dokumenty i twarde dyski komputerów. Przedpełski sprawę bagatelizuje, traktuje ją trochę jak zwyczajną kontrolę urzędu skarbowego. Mówi nawet, że zrobiłby porządny audyt, żeby wszystkim udowodnić, jak się mylą, ale nie ma teraz na to czasu.

– Wszystko wygląda pięknie, ale za pięć czy dziesięć lat możemy znowu być w świetlicy. Sukcesy kadry seniorów zaczęły się od dobrego systemu szkolenia, od podstaw. Tam powinniśmy kierować zarabiane pieniądze, a cały ich strumień wypływa w innym kierunku. Siatkówka powinna być bogata dzięki temu, jaką ma w Polsce pozycję, ale z siatkówki dobrze żyją tylko inne środowiska. To śmieszne – mówi „Rz" Waldemar Bartelik, członek zarządu, który w poniedziałek będzie głównym kandydatem Przedpełskiego w nowych wyborach.

Sami swoi

Strumieni, którymi wypływają pieniądze, jest mnóstwo, ale najczęściej swoje ujście mają one i tak w jednej rzece. Prezes zlecał pracę zaprzyjaźnionym firmom należącym do jego rodziny albo przyjaciół. Wiceprezes Andrzej Gołaszewski drukuje kalendarze z reprezentantami i książeczki zawodnicze. Firma Łukasza Przedpełskiego, syna prezesa, przygotowuje identyfikatory na wszystkie imprezy, drużyny i działacze zbierali się w Hotelu nad Mrogą należącym do byłego sekretarza generalnego Bogusława Adamskiego.

Przetargi wygrywała firma Krzysztofa Lipca (członek zespołu ds. organizacji mistrzostw świata 2014), konkurując z drugą, która także była jego własnością. Organizacją meczów zajmuje się firma Waldemara Kobieni (sędzia siatkówki z Opola, członek zarządu PZPS).

Na pracy w związku najwięcej zyskali ci, którzy narzekali na poprzedniego prezesa Janusza Biesiadę. Sąd uznał go za niewinnego, oddalił wszystkie stawiane mu zarzuty, ale sprawa ciągnęła się latami, a Przedpełski zapuścił już korzenie.

– Mój syn działa w PZPS od dziesięciu lat, u poprzedniego prezesa pracował za 500 złotych miesięcznie, robiąc kontrolę komputerów. Tak, jego firma produkuje identyfikatory już od wielu lat. Jest wyspecjalizowana, wszyscy są zadowoleni. Zarabia może 7 tys. zł na wszystkich imprezach rocznie. Gołaszewski drukuje na nasze zlecenia, bo jest najtańszy i zawsze pod ręką. Gdy nagle czegoś potrzebujemy, nie szukamy daleko – tłumaczy Przedpełski.

Według opozycji prezes nigdy nie szuka daleko. Zarządzał związkiem jak swoją prywatną firmą, podpisywał umowy, o których nie wiedzieli członkowie zarządu. Przesłuchanie Bartelika w CBA trwało sześć godzin. – Zacząłem rozumieć, dlaczego Przedpełski mimo licznych wniosków nie przekazywał do wglądu umów podpisywanych poza zarządem. Wstydziłem się. 70 tysięcy złotych płaconych miesięcznie firmie dbającej o wizerunek w mediach nie ma żadnego uzasadnienia. Siatkówka przedstawiana jest jako dobry produkt, nie potrzebuje takiego wsparcia. Nie wiem, czym kierował się prezes, ale jako członek zarządu uważam, że wiele umów było bezzasadnych – tłumaczy Bartelik.

Wizerunek za 70 tysięcy

Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie niegospodarności, bada sposób wydawania pieniędzy miast gospodarzy mistrzostw świata w 2014 roku, a chodzi o 40 milionów złotych z Łodzi, Katowic, Wrocławia, Gdańska czy Bydgoszczy, z których część została już przekazana PZPS. Przygląda się także celowości zlecania usług promocyjnych i doradczych firmie Sportevents. W trakcie śledztwa pojawiają się nowe wątki, ale opinia biegłych w zakresie rachunkowości znana będzie już za kilka tygodni.

– Człowiek, który złożył donos do CBA, przez wiele lat prowadził finanse związku, ale wymyślił sobie, że zostanie prezesem, i zaczął działalność od środka. Zajmowałem się międzynarodowymi sprawami, zostawiłem gościa, żeby zarządzał związkiem, a on zajął się kopaniem dołków. Zmieniłem księgowego i PZPS ma bardzo dobre wyniki finansowe.

Na promocję miast z 40 milionów wydaliśmy około 400 tysięcy. To dużo? 50 tysięcy płaciliśmy firmie S. nie tylko za doradztwo, ale za organizowanie wyjazdów, przygotowania, rozmowy z miastami. Byliśmy na mistrzostwach świata we Włoszech, przyglądaliśmy się, jak organizuje się turniej. W związku nie ma ludzi, którzy by się na tym znali, musiałem wynająć firmy zewnętrzne. Ludzie powinni być nam wdzięczni, że potrafiliśmy znaleźć odpowiednie. Firmę A. zatrudniłem, by dbała o wizerunek związku, 70 tysięcy złotych miesięcznie to uczciwa cena – mówi Przedpełski.

Firma S. to Sportevent, za którą stoi Krzysztof Lipiec, a firma A. to Artmedia z siedzibą w Warszawie.

Donos do CBA

O całej sprawie CBA zawiadomił Adamski, kiedy był jeszcze sekretarzem związku. Przedpełski winę za kryzys w związku zrzuca na kobietę. – Ludzie próbują przejąć władzę w sposób perfidny, oczerniając mnie i donosząc, niszcząc wizerunek całej dyscypliny. A wszystko zaczęło się od romansu Adamskiego z księgową. Niekompetentną księgową, którą postanowiłem zwolnić. Wtedy zaczęły się liczyć prywatne interesy – mówi „Rz" prezes. Bartelik komentuje: – Słowa Przedpełskiego nie mieszczą się w granicach przyzwoitości. W mojej ocenie są nie do przyjęcia.

PZPS w 2010 roku zanotował 1,6 miliona złotych straty, rok później 1,3 miliona. Teraz jest na plusie, bo dostał pierwszą ratę z dotacji 5 milionów euro na organizację mistrzostw świata w 2014 roku. Według opozycji pieniądze z FIVB wydawane są na bieżącą działalność i jest ryzyko, że będą problemy ze zgromadzeniem środków na organizację turnieju za dwa lata.

– Przerażający jest brak płynności finansowej. 24 miliony złotych pochodzą z dotacji państwowych i muszą być rozliczane co do złotówki. Odnośnie do innych wydatków nie przekazywano nam informacji. Doradztwo prawne, marketingowe było zbędne, są kompetentni pracownicy związku, którzy mogli się tymi sprawami zająć. PZPS może utracić zdolność do realizacji swoich zobowiązań – mówi Bartelik.

Zgrany duet

Kandydat na prezesa dostrzega też niebezpieczeństwo wycofania się sponsorów. Twierdzi, że jeśli wygra, natychmiast z nimi się spotka, nadszarpnięty wizerunek będzie chciał także odbudować u przedstawicieli miast i w Ministerstwie Sportu. Kilka miesięcy temu stwierdził, że wystartuje w wyborach tylko wówczas, jeśli będzie pewny zwycięstwa.

Obok Bartelika i Przedpełskiego trzecim kandydatem w poniedziałkowych wyborach będzie wiceprezes PZPS Artur Popko. To przyjaciel Przedpełskiego, nie będą więc dla siebie realną konkurencją. Obaj mają także miejsce we władzach Polskiej Siatkówki, spółki zajmującej się organizacją meczów pod egidą PZPS.

– Gdybym nie wygrał, w FIVB nie byliby szczęśliwi. Mam wiele rozpoczętych spraw, wzajemnie ze sobą powiązanych. Nie chodzi nawet o mnie, ale o dobro polskiej siatkówki. Ludzie, którzy próbują przejąć władzę, do tej pory w związku byli outsiderami. Nic nie wnosili, nic nie robili – tłumaczy Przedpełski.

Zapewnia, że siatkówka daje mu satysfakcję, bo zarabia gdzie indziej. Ma teraz trzy firmy: sprowadza ze Wschodu metale kolorowe, produkuje błonnik i buduje oczyszczalnie.

Śledztwa CBA nie bagatelizuje, ale twierdzi, że ma czyste sumienie. – Przeczytałem, na jakiej podstawie je rozpoczęto, i byłem zdziwiony. Znam jednak polską politykę, niejeden niewinny człowiek był już oskarżany – mówi. Ale o reelekcję jest spokojny.

Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia