Przedpełski, prezes od ośmiu lat, zdobył w tajnym głosowaniu 48 głosów. Jego rywal Waldemar Bartelik, prezes pomorskiego związku – 39. Trzeci kandydat, Artur Popko, bliski współpracownik prezesa, wycofał się przed głosowaniem.
Tak się skończyła kampania wyborcza pełna oskarżeń o prywatę i rozrzutność. Ale spokój szybko do Polskiego Związku Piłki Siatkowej nie wróci. Ciągle trwa śledztwo CBA i prokuratury w sprawie rzekomych nadużyć, są też wątpliwości co do legalności wyboru śląskich delegatów na zjazd, co oznacza ryzyko podważenia wyników zjazdu. A do tego środowisko jest wyjątkowo podzielone. Prezes wygrał nieznacznie, a wcześniej komisja rewizyjna wnioskowała o nieudzielenie mu absolutorium, co się w związku siatkarskim jeszcze nie zdarzyło i co uniemożliwiłoby Przedpełskiemu start w wyborach. Prezes ostatecznie absolutorium dostał, bo przegłosowano je – wbrew intencjom komisji rewizyjnej – zbiorowo dla całego zarządu.
– Zgadzam się, że wizerunkowo ostatnio przegrywaliśmy. Zaszkodziły nam oskarżenia przed zjazdem i podczas zjazdu. A dla mnie to, że wygrałem tylko dziewięcioma głosami, jest sygnałem, by się zastanowić, co robiłem źle. Komisja rewizyjna uważa, że nie zasłużyłem na absolutorium? To była gra, totalna gra. Nie czuję się niczemu winien – mówił „Rz" Przedpełski tuż po wyborczym zwycięstwie. A Waldemar Bartelik, dotychczas członek zarządu, potwierdził, że po wyborczej porażce do nowych władz kandydował nie będzie.
Głosowanie odbyło się późnym wieczorem, po długiej wymianie ciosów między opozycją a władzami związku, walce na statutowe paragrafy, kłótniach o to, jakie uchwały przegłosowywać i w jaki sposób. Mit PZPN jako wszelkiego zła polskiego sportu trzyma się tylko dlatego, że na zjazdach futbolowych jest zastęp kamer, a na takim zjeździe jak wczorajszy siatkarski – garstka. Dla leśnych dziadków z PZPN są żółte paski w telewizjach informacyjnych, dla działaczy z PZPS nie, choć kłótni, oskarżeń i smacznych cytatów było wczoraj tyle, że najbliższe wybory futbolowe mogą przy tym wypaść blado.
Trudno się było zresztą spodziewać czegoś innego. Związek siatkarski jest pod lupą CBA i prokuratury dlatego, że doniesienie złożył Bogusław Adamski, czyli do niedawna sekretarz generalny. Prezes odpowiedział na to oskarżeniem Adamskiego, że miał romans z księgową i tak naprawdę to on sam jest głównym winnym nieprawidłowości, jeśli jakieś były. Za to z kolei niedawny sekretarz, dziś w opozycji, zrewanżował się zapowiedzią pozwu sądowego. W opozycji jest też Janusz Biesiada, czyli dawny prezes, którego obalono doniesieniami do prokuratury, a przed sądem jako oskarżyciel posiłkowy występowała kancelaria opłacana przez PZPS.