Kto jedzie z południa, mija po drodze pola Grunwaldu, niedługo potem z drogi gdańskiej skręca pod Ostródą na Olsztyn, potem jeszcze raz w prawo, dalej przez przejazd kolejowy, i jest na miejscu. Na siedmiu hektarach królestwa siatkówki plażowej: ze wzniesienia, gdzie przed laty stał bar Meksyk, a dziś jest hotel Anders, w dół wzdłuż jeziora. Aż do pomostu, przy którym jeszcze dwa miesiące temu był pusty plac z dwoma słupkami, a teraz jest stadion na dziewięć tysięcy widzów.
Po drugiej stronie pomostu, w górę w stronę hotelu, jest mniejsze boisko, na 3 tysiące widzów. A wyżej jeszcze kilka mniejszych. Jezioro, Szeląg Mały, jest strefą ciszy, ale nie podczas turniejów. Siatkówka plażowa decybeli potrzebuje tak samo jak piasku i bikini. A Stare Jabłonki chcą być zapamiętane z tego, że tutaj decybele wypłynęły na wodę. Jedno boisko, usypane na specjalnej platformie, zacumowało kilkadziesiąt metrów od brzegu. Tam będą mecze pokazowe: VIP-ów, siatkarzy olimpiad specjalnych. Działacze Międzynarodowej Federacji Siatkarskiej (FIVB) mówili, że się nie uda. Ale to akurat organizatorzy ze Starych Jabłonek słyszeli już nieraz.
– Mamy 700 mieszkańców, trzy ośrodki wypoczynkowe po drugiej stronie jeziora, pięć czy sześć agroturystyk, cztery sklepy spożywcze. Była kiedyś poczta, ale zamknęli, jest ładny dworzec kolejowy, przedszkole, szkoła – wylicza Tomasz Dowgiałło, dyrektor turnieju. – Międzynarodowa federacja chce mistrzostw w miejscach z klimatem. A my postanowiliśmy udowodnić, że klimat może być w Rio de Janeiro, ale może być i w małej wsi.
Mistrzostwa prywatne
Gdy dziewięć lat temu siatkarze przyjechali na pierwszy turniej World Tour, niektórzy zastanawiali się, czy to nie żart: będziemy grać w tym lesie? Od tego czasu wracają tu co rok na coraz większe turnieje.
Przez cały najbliższy tydzień 96 najlepszych par żeńskich i męskich będzie tutaj, w mazurskiej głuszy, walczyć o mistrzostwo świata i milion dolarów nagród. Pokażą to telewizje ze 135 krajów. W Polsce TVP 1 – wybrane mecze, TVP Sport wszystkie.