Reklama
Rozwiń

Jak rosły Stare Jabłonki

Ludzie się pukali w głowę: plażowy turniej w mazurskiej wsi? Od poniedziałku będą tu mistrzostwa świata.

Aktualizacja: 02.07.2013 12:11 Publikacja: 29.06.2013 01:01

Jak rosły Stare Jabłonki

Foto: ROL

Kto jedzie z południa, mija po drodze pola Grunwaldu, niedługo potem z drogi gdańskiej skręca pod Ostródą na Olsztyn, potem jeszcze raz w prawo, dalej przez przejazd kolejowy, i jest na miejscu. Na siedmiu hektarach królestwa siatkówki plażowej: ze wzniesienia, gdzie przed laty stał bar Meksyk, a dziś jest hotel Anders, w dół wzdłuż jeziora. Aż do pomostu, przy którym jeszcze dwa miesiące temu był pusty plac z dwoma słupkami, a teraz jest stadion na dziewięć tysięcy widzów.

Po drugiej stronie pomostu, w górę w stronę hotelu, jest mniejsze boisko, na 3 tysiące widzów. A wyżej jeszcze kilka mniejszych. Jezioro, Szeląg Mały, jest strefą ciszy, ale nie podczas turniejów. Siatkówka plażowa decybeli potrzebuje tak samo jak piasku i bikini. A Stare Jabłonki chcą być zapamiętane z tego, że tutaj decybele wypłynęły na wodę. Jedno boisko, usypane na specjalnej platformie, zacumowało kilkadziesiąt metrów od brzegu. Tam będą mecze pokazowe: VIP-ów, siatkarzy olimpiad specjalnych. Działacze Międzynarodowej Federacji Siatkarskiej (FIVB) mówili, że się nie uda. Ale to akurat organizatorzy ze Starych Jabłonek słyszeli już nieraz.

– Mamy 700 mieszkańców, trzy ośrodki wypoczynkowe po drugiej stronie jeziora, pięć czy sześć agroturystyk, cztery sklepy spożywcze. Była kiedyś poczta, ale zamknęli, jest ładny dworzec kolejowy, przedszkole, szkoła – wylicza Tomasz Dowgiałło, dyrektor turnieju. – Międzynarodowa federacja chce mistrzostw w miejscach z klimatem. A my postanowiliśmy udowodnić, że klimat może być w Rio de Janeiro, ale może być i w małej wsi.

Mistrzostwa prywatne

Gdy dziewięć lat temu siatkarze przyjechali na pierwszy turniej World Tour, niektórzy zastanawiali się, czy to nie żart: będziemy grać w tym lesie? Od tego czasu wracają tu co rok na coraz większe turnieje.

Przez cały najbliższy tydzień 96 najlepszych par żeńskich i męskich będzie tutaj, w mazurskiej głuszy, walczyć o mistrzostwo świata i milion dolarów nagród. Pokażą to telewizje ze 135 krajów. W Polsce TVP 1 – wybrane mecze, TVP Sport wszystkie.

To pierwsze siatkarskie mistrzostwa świata seniorów w Polsce, jedyna w tym roku oprócz MŚ w podnoszeniu ciężarów tak ważna impreza w kraju w sporcie olimpijskim. I do tego właściwie impreza prywatna. Albo raczej rodzinna: hotelarskiej rodziny Dowgiałłów, do której należy Anders i jeszcze kilka mazurskich hoteli.

Związek siatkarski daje oczywiście swoje błogosławieństwo i dokłada się do organizacji, ale pomysł jest od początku ich, oni pilnują wszystkiego, od poszukiwań sponsorów po wysypywanie piasku. Oni przeżywali ciężkie chwile, gdy okazało się, że nie ma co liczyć na milion złotych z praw telewizyjnych, będą jeszcze musieli za nie dopłacić, bo nie mogli się porozumieć z Polsatem, który od lat pokazywał Toury.

Mistrzostwa pokaże telewizja publiczna, a to, czy uda się na organizacji wyjść na zero, czy trzeba będzie dołożyć, zależy od sprzedaży biletów. Ale dokładanie do turniejów w zamian za promocję hotelu i okolicy to też dla Dowgiałłów nic nowego.

Piasek z atestem

Wszystko zaczęło się 16 lat temu, gdy Andrzeja Dowgiałłę, w czasach PRL dyrektora Juventuru, a w nowych czasach – właściciela m.in. Travelandu i hotelarza, który na miejscu baru Meksyk postawił Andersa, odwiedził Piotr Koczan. Siatkarz z Olsztyna, który wyjechał do pracy w Kalifornii i wrócił zachwycony tym, że w siatkówkę plażową, u nas wtedy prawie nieznaną, grają tam tysiące ludzi. Rzucił pomysł: szukacie sposobu na wypromowanie Andersa, może spróbujcie takimi turniejami?

Zaczęli od mistrzostw województwa olsztyńskiego, piasek na pierwsze boisko wysypali dokładnie tam, gdzie teraz stoi stadion główny. Potem były mistrzostwa Polski, mistrzostwa Europy do lat 23, World Toury rosły od zwykłych po wielkoszlemowe, takie, na które trzeba wydać 3,5 mln złotych. Aż wreszcie udało się zdobyć MŚ, które kosztują 10 mln złotych, ale i tak będą najtańszymi od lat, a reklamę robią kilka razy większą niż turnieje Touru.

W Polsce duże turnieje organizują jeszcze Mysłowice, kiedyś World Tour kobiet był też na warszawskiej Agrykoli. Ale najważniejsze pozostają Stare Jabłonki. Dziś Andrzej Dowgiałło jest promotorem, szefowanie turniejom, tak jak dyrektorowanie w Andersie, przekazał synowi Tomaszowi. To on jeździ kilka razy w roku do FIVB, on rok temu w Disneylandzie na Florydzie robił działaczom prezentację mistrzostw.

Trybuny wyrosły w kilka tygodni, po MŚ znikną. Zostaną boiska, słupki na siatki i ławki. To budowanie i rozbieranie powtarza się w Starych Jabłonkach co roku. Tylko skala się zmienia. I piasek.

Ten na mistrzostwa świata jest mazurski, ale atestowany w Kanadzie. Lepszy niż z poprzednich lat, na turnieje plażowego Wielkiego Szlema. Federacja siatkarska ma to wszystko wyliczone. Ziarna na mistrzostwa nie mogą być mniejsze niż 0,05 milimetra i nie większe niż 0,15. Nie za bardzo kwarcowe, bo gdyby spadł deszcz, będzie za twardo. I nie za drobne, żeby się nie pyliło. A że warstwa piasku nie może mieć mniej niż 40 cm, więc potrzeba łącznie kilku tysięcy ton.

Właściwie przy siatkarskich mistrzostwach świata oprócz kosztów organizacji i liczby widzów – Stare Jabłonki spodziewają się łącznie ponad 100 tysięcy gości – można by zawsze podawać łączną wagę. Bo takie mistrzostwa z reguły się przywozi i odwozi, montuje i demontuje, niezależnie od tego, gdzie są rozgrywane.

Nikt się już nie upiera, że obok musi być ocean albo morze. Nie ma nawet plaży? Też nie problem, usypie się. Tak jak rok temu usypano plażę na Horse Guards Parade w centrum Londynu, by siatkarki i siatkarze rozegrali turniej olimpijski pod oknami premiera Davida Camerona, z widokiem na Big Bena.

Spiker krzyczał: „Ciszej, bo ponoć premier ma teraz ważne spotkanie". Co dla kibiców było znakiem, żeby krzyczeć jeszcze głośniej. Bilety na siatkówkę plażową, jak zwykle jedne z najdroższych na igrzyskach, sprzedały się na pniu. Jak zwykle grał didżej, tańczyły cheerleaderki, a wodzirej nie dał publiczności wolnego nawet na chwilę.

Mistrzostwa też się dotychczas przywoziło jak dyskotekę na Horse Guards Parade. A to do Los Angeles, a to na plaże Rio de Janeiro, na Foro Italico w Rzymie, na berliński Alexanderplatz, albo przynajmniej do Klagenfurtu czy Gstaad. Do wielkich miast albo do bardzo bogatych kurortów.

Dwa lata temu mistrzostwa usypał sobie Rzym przy Stadionie Olimpijskim, za dwa lata usypie je Amsterdam. A teraz będą na zboczu między główną drogą mazurskiej wioski a jeziorem.

Siatkarze już po pierwszym turnieju w 2004 wyjechali stąd z przekonaniem, że w tym szaleństwie jest metoda. Wszyscy mieszkają w jednym miejscu, a nie w hotelach rozrzuconych po całym mieście i mają poczucie, że się o nich zabiega, co nie wszędzie jest regułą.

Magnes na młodych

Można powiedzieć, że pod tym względem jest trochę tak, jak kiedyś bywało na turniejach tenisowych na Warszawiance i w Sopocie: mikroklimat i gościnność. Tylko zamiast słomkowych kapeluszy, próśb o ciszę i VIP-ów zapiętych pod szyję jest sportowy Woodstock: pełne trybuny, koncerty, imprezy do rana, a potem śniadania z widokiem na mgłę unoszącą się nad jeziorem.

Przyjeżdża tu publiczność znająca się na siatkówce, zapewnia Polsce najlepszą obok Brazylii frekwencję podczas plażowych turniejów, a dostaje rozrywkę według wzoru, który dały Ateny w roku 2004. Tam pierwszy raz na igrzyskach były tancerki i zasada, że publiczność nie może się nudzić ani przez chwilę. Ale już wcześniej, od debiutu w 1996 roku w Atlancie, wymuszonego na Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim przez NBC, siatkówka plażowa jest w olimpijskich czołówkach oglądalności telewizyjnej. Widownia igrzysk się starzeje, a plażówka od swoich początków na wybrzeżu Kalifornii była magnesem na młodych, połączeniem sportu z rozrywką, turniejów z wyborami miss bikini.

Dziś każdemu turniejowi olimpijskiemu towarzyszy oburzenie feministek, że instrumentalizuje się kobiety, każąc im podrygiwać pod siatką w skąpych strojach. Dziennikarze opisują ten sport tak, jakby to był gigantyczny wieczór kawalerski albo Słoneczny Patrol z piłkami. Ale gra się tu jak najbardziej na serio. A bikini już nie jest obowiązkowe, od roku zawodniczki mogą zakładać i koszulki z długim rękawem, i długie spodnie. Ale jeśli nie jest zimno, nie chcą.

Można powiedzieć, że jak turnieje w Starych Jabłonkach rosły razem ze światową siatkówką plażową – pierwsze oficjalne MŚ rozegrano dopiero w 1997 roku – tak polska siatkówka rosła razem ze Starymi Jabłonkami. To będą dopiero trzecie mistrzostwa świata, w których zagrają Polacy. Długo jedynymi byli Bartosz Bachorski (będzie ekspertem TVP podczas MŚ) i Janusz Bułkowski, którzy zakwalifikowali się w 2001 r. do MŚ w Klagenfurcie.

Dwa lata temu w Rzymie walczyły już dwie pary: Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel oraz Michał Kądzioła – pierwszy showman wśród siatkarzy – i Jakub Szałankiewicz. A do MŚ w Starych Jabłonkach dostało się dzięki rankingowi i dzikim kartom siedem par, cztery męskie i trzy kobiece.

Siatkówki plażowej uczy się od kilku lat w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łodzi, wkrótce ma się tam zacząć budowa specjalnej hali, pierwszej w Polsce, nasze pary przywożą złote medale młodzieżowych mistrzostw świata. A w igrzyskach w Londynie Fijałek z Prudlem, docierając do ćwierćfinału, zrobili naszej plażowej siatkówce niepowtarzalną reklamę.

Cztery lata temu na bocznym korcie w Starych Jabłonkach, tam gdzie wtedy nie było trybun, tylko ławki, pierwszy raz wywalczyli awans do ćwierćfinału tak wielkiego turnieju, a ponad 2 tysiące widzów kibicowało im ze wzgórza pod hotelem. Dwa lata temu grali na Mazurach w finale. Polski sukces podczas MŚ mile widziany. Ale do dobrej zabawy, niekonieczny.

Kto jedzie z południa, mija po drodze pola Grunwaldu, niedługo potem z drogi gdańskiej skręca pod Ostródą na Olsztyn, potem jeszcze raz w prawo, dalej przez przejazd kolejowy, i jest na miejscu. Na siedmiu hektarach królestwa siatkówki plażowej: ze wzniesienia, gdzie przed laty stał bar Meksyk, a dziś jest hotel Anders, w dół wzdłuż jeziora. Aż do pomostu, przy którym jeszcze dwa miesiące temu był pusty plac z dwoma słupkami, a teraz jest stadion na dziewięć tysięcy widzów.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń