Denerwująca niemoc Polaków

Polscy siatkarze w czwartym meczu mistrzostw świata pokonali w Hali Stulecia we Wrocławiu Kamerun 3:1 (25:27, 25:23, 25:16, 25:22), ale tym razem nie zachwycili.

Publikacja: 07.09.2014 01:01

Denerwująca niemoc Polaków

Foto: AFP, Janek Skarzynski Janek Skarzynski

To była czarna sobota faworytów. Najgorzej może się to skończyć się dla Włochów, którzy przegrali w Krakowie z Puerto Rico i w niedzielę ten turniej może dla nich być już historią. W tie breakach swoje spotkania wygrali Bułgarzy i Brazylijczycy, ci pierwsi z Egiptem, a Canarinhos, którzy w Polsce bronią mistrzowskiego tytułu wywalczonego cztery lata temu, z Koreą Południową.

Strata jednego seta przez Polaków z Kamerunem nie jest więc niczym strasznym, choć trzeba przyznać, że niemoc naszego zespołu była denerwująca. O tym, że ten mecz będzie okazją dla trenera Stephane'a Antigi, by sprawdzić tych, którzy najdłużej do tej pory stali w kwadracie dla rezerwowych było wiadomo już po wygranej z Wenezuelą. Tam zmiennicy dostali sporo szans i je wykorzystali.

Tym razem na trybunie usiedli libero Paweł Zatorski i środkowy Karol Kłos, co oznaczało, że na boisku zobaczymy po raz pierwszy Krzysztofa Ignaczaka i Andrzeja Wronę. Ale w pierwszym secie rewolucji w składzie nie było. Rozgrywał Paweł Zagumny, mając obok siebie Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego, Mateusza Mikę, Piotra Nowakowskiego (dość szybko zmienionego przez Wronę) i Marcina Możdżonka. Mimo prowadzenia Kamerunu nic nie wskazywało też na to, że to będzie nerwowe spotkanie, tym bardziej, że nie miało przecież wpływu na dalsze losy naszego zespołu. Punkty stracone czy zdobyte w meczach z drużynami, które nie awansują do drugiej rundy nie są liczone. A siatkarze z Afryki nie mieli już szans na awans. Tym razem nie mieli bowiem tyle szczęścia co cztery lata temu we Włoszech, gdzie awansowali do kolejnej fazy rozgrywek i napędzili strachu Amerykanom, mistrzom olimpijskim z Pekinu (2008) z którymi przegrali dopiero w tie breaku.

We Wrocławiu, w pierwszej partii Polacy przegrywali już 14:19, ale gdy doprowadzili do wyrównania (22:22), a chwilę później wyszli po raz pierwszy na prowadzenie (23:22) wydawało się, że sytuacja jest opanowana, a pożar ugaszony. Niewykorzystane setbole szybko się jednak zemściły. Przy stanie 25:25 Wlazły popełnił dwa błędy i Polacy przegrali seta 25:27. I to wcale nie był żart, tylko fakt.

W drugim secie problemy były podobne, długo brakowało skutecznego bloku, dobrego przyjęcia i serwisu. W tej partii zamiast Miki od początku grał już Michał Kubiak, a Dawid Konarski szybko zmienił wyjątkowo nieskutecznego w tym meczu Wlazłego. Pogoń za uciekającym Kamerunem (8:13, 14:18) trwała długo, ale ostatecznie zakończyła się powodzeniem. Tym razem Polacy szansy nie zmarnowali, gdy tylko się pojawiła. Kiwka Zagumnego ostatecznie zakończyła tego seta (25:23) i było 1:1.

Stephane Antiga cały czas zachowywał spokój, kibice, którzy do ostatniego miejsca wypełnili Halę Stulecia nawet na chwilę nie stracili wiary w sukces, ale prawda jest taka, że kandydatom do medalu tak grać nie przystoi. Nawet jak mają ciężki trening i nie jest łatwo o koncentrację w starciu ze słabszym przeciwnikiem. W trzecim secie rozgrywał już Fabian Drzyzga, obok Kubiaka był Rafał Buszek, dalej atakował Konarski, znacznie skuteczniejszy od Wlazłego i Kamerun nawet przez chwilę nie stanowił zagrożenia. Wynik 25:16 mówi wszystko. Wydawało się, że złe chwile są już za Polakami, a z rywali schodzi powietrze.

Ale to znów były tylko pozory. „Nieposkromione Lwy" nie zamierzały się poddawać. Odrobiły straty i biły się punkt za punkt. Dopiero na ostatniej prostej zadrżały im zmęczone już dłonie i na szczęście nie doszło do tie breaka. Kilka bloków naszego zespołu okazało się skutecznym lekarstwem na agresywnych w ataku Kameruńczyków, którzy zagrali swój najlepszy mecz w turnieju. Okazało się, że są nie tylko zabawni i sympatyczni, ale potrafią też być niebezpieczni.

- Liczy się wynik, nic więcej – powiedział obecny w studiu Polsatu Łukasz Kadziewicz, wicemistrz świata z Japonii (2006). Ma rację, ale w niedzielne popołudnie Polaków czeka znacznie ważniejszy mecz, z Argentyną, która nie dała szans Australii i pokazała, że potrafi grać znacznie lepiej niż dotychczas. Wygrana za trzy punkty z Argentyną, byłaby szczególnie cenna, bo w drugiej fazie grupowej nasi siatkarze graliby z czystym kontem.

To była czarna sobota faworytów. Najgorzej może się to skończyć się dla Włochów, którzy przegrali w Krakowie z Puerto Rico i w niedzielę ten turniej może dla nich być już historią. W tie breakach swoje spotkania wygrali Bułgarzy i Brazylijczycy, ci pierwsi z Egiptem, a Canarinhos, którzy w Polsce bronią mistrzowskiego tytułu wywalczonego cztery lata temu, z Koreą Południową.

Strata jednego seta przez Polaków z Kamerunem nie jest więc niczym strasznym, choć trzeba przyznać, że niemoc naszego zespołu była denerwująca. O tym, że ten mecz będzie okazją dla trenera Stephane'a Antigi, by sprawdzić tych, którzy najdłużej do tej pory stali w kwadracie dla rezerwowych było wiadomo już po wygranej z Wenezuelą. Tam zmiennicy dostali sporo szans i je wykorzystali.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia