O Argentynie kilka lat temu mówiło się, że gra najładniej na świecie i przyjdzie taki dzień, kiedy zacznie wygrywać z najlepszymi. Czas jednak mija, reprezentacja ma nowego trenera Julia Velasco, młode wilki się nieco zestarzały, a oczekiwanych wyników nie ma.
Mecz z Polakami miał być początkiem drogi, która zaprowadzi Argentynę na podium. Ale nasi siatkarze też myślą o medalu, więc nie wykorzystać szansy i nie awansować do kolejnej fazy turnieju z czystym kontem po stronie strat byłoby grzechem.
Polacy byli faworytami, i to nie tylko w oczach życzliwych nam fachowców. Argentyńczyk Raul Lozano, były trener naszej reprezentacji, nie miał wątpliwości. – Wygracie 3:0 – powiedział i – jak się okazuje – miał rację. Warto go dalej pytać o zdanie.
Pierwszego seta Argentyńczycy rozpoczęli z Nicolasem Uriarte na rozegraniu; dość szybko zmienił go Luciano De Cecco. Stephane Antiga nie kombinował, zaczął takim składem jak we wcześniejszych spotkaniach: z Pawłem Zagumnym, Mariuszem Wlazłym, Mateuszem Miką, Michałem Winiarskim, Piotrem Nowakowskim, Karolem Kłosem oraz Pawłem Zatorskim na pozycji libero. Plan A zdał egzamin. Mika w pierwszej partii kończył akcje na lewym skrzydle, Wlazły miał wprawdzie problemy w ataku, ale straszył serwisem i zapunktował blokiem na 24:19. Argentyna nie miała wiele do powiedzenia.
Podobnie było w drugim secie. Velasco znów zaczął z Uriarte i ponownie musiał wpuścić De Cecco, by szukać szansy na wygraną. Ale Polacy nie mieli słabych punktów: świetnie przyjmowali, Zagumny bawił się w kotka i myszkę z argentyńskim blokiem, Nowakowski frustrował rywali nieprzyjemnym flotem, a Wlazły posyłał serwisowe pociski po 120 km/godz. i więcej.