Wydaje się, że to było wczoraj. Ponad 60 tysięcy ludzi na Stadionie Narodowym i szybkie zwycięstwo Polaków w meczu z Serbią na inaugurację turnieju. Ta wygrana rozpoczęła piękną serię naszego zespołu, który wygrywał kolejne spotkania. Najpierw w Hali Stulecia we Wrocławiu, później w łódzkiej Atlas Arenie. Mistrzostwa jeszcze trwają, ale już można napisać, że Stephane Antiga miał swój autorski pomysł i go zrealizował. Francuz jeszcze kilka miesięcy temu zdobywał kolejny tytuł mistrza Polski ze Skrą Bełchatów, grając w jednym zespole z Mariuszem Wlazłym, Karolem Kłosem, Andrzejem Wroną czy Pawłem Zatorskim. Dziś to jego zawodnicy w kadrze.
Nominacja Antigi na stanowisko selekcjonera była kontrowersyjna i obarczona wielkim ryzykiem, choć przypomniały się czasy, gdy w podobnych okolicznościach kadrę obejmował ponad 40 lat temu Jerzy Hubert Wagner.
Teraz już nikt nie ma wątpliwości, że Antiga się obronił, bez względu na wynik meczu z Rosją (spotkanie zakończyło się po zamknięciu tego wydania gazety). Obroniła się również ta szalona koncepcja, którą wymyślił prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej (PZPS) Mirosław Przedpełski. Chciał on, by trenerem został Philippe Blain, ale ten z różnych względów wolał być asystentem, a na pierwszego wskazał swojego najzdolniejszego ucznia Antigę.
– Czapki z głów przed Antigą – mówi dziś Krzysztof Felczak, jeden ze znanych polskich trenerów. – Ten pomysł wypalił, czym sam jestem zdziwiony. A za nim poszły inne, chociażby koncepcja szerokiego składu preferowana przez francuskich szkoleniowców, która zaskakuje nie tylko kibiców i dziennikarzy, ale również rywali. Czasami odnoszę wrażenie, że Antiga szuka najlepszego zestawienia już w trakcie meczu, w zależności od jego przebiegu. A później, co sam przyznaje w wywiadach, nie wie, kto zacznie kolejne spotkanie – uzasadnia swój wywód Felczak.
Antiga i Blain wykazali się też odwagą. Rezygnacja w obliczu mistrzostw świata organizowanych w Polsce z takich graczy, jak Bartosz Kurek, Zbigniew Bartman, Łukasz Żygadło czy Daniel Pliński, to najlepszy dowód, że obaj mieli przemyślaną koncepcję i nie dali się zawrócić z wybranej drogi, choć nacisków nie brakowało.