Wraca pan jeszcze myślami do niesamowitego olimpijskiego półfinału z USA?
Życie potoczyło się dalej, ale ciągle jestem o to pytany, więc siłą rzeczy wracam. Tyle się tam działo, że emocjami można byłoby obdzielić kilka turniejów. Z jednej strony było ogromne szczęście, ale też nieco smutku, bo kontuzja trochę mnie przestraszyła. Tej mieszanki emocji na pewno nie zapomnę do końca życia.
Srebro już dzisiaj cieszy?
Mnie cieszyło od początku. Byłem dumny z drogi, którą przeszliśmy jako drużyna, i to nie tylko podczas igrzysk, ale przez kilka lat przygotowań. Po to, żeby dotrzeć do tego punktu, myśleć o grze o medale, trzeba było wykonać mnóstwo codziennej pracy na treningach, grać w turniejach międzynarodowych, żeby przyzwyczaić się do najwyższego poziomu. Bardzo doceniam srebrny medal. W pewnym sensie czuję niedosyt, bo zawsze mogłoby być lepiej, jednak nie staram się w ten sposób patrzeć na sport. Wychodzę, robię to, co potrafię najlepiej, a jako drużyna daliśmy z siebie w Paryżu wszystko. Wystarczyło to na drugie miejsce i z tego jesteśmy zadowoleni, a margines na poprawę zawsze jest.
Czytaj więcej
Startuje sezon, który może być w PlusLidze najciekawszym od lat. Wyraźnego faworyta rozgrywek nie...
Półfinał tak was wydrenował emocjonalnie, że potem brakowało świeżości psychicznej?
Trudno powiedzieć. Na pewno mieliśmy ogromne problemy zdrowotne, a do tego Francuzi grali świetnie. Staraliśmy się szarpać. Grając w finale igrzysk, dajesz z siebie wszystko, tu nie ma wielkiej filozofii, ale nie wystarczyło to choćby na wygranie seta. Wolę patrzeć na cały turniej niż na jeden mecz: mogliśmy nie wyjść z grupy, przegrać ćwierćfinał, potem półfinał. Skupiając się na meczu finałowym, można mieć trochę niedosytu, ale jeśli spojrzymy na całość, to czuję dumę.