Z turnieju w Łodzi paszporty do Paryża wywalczą dwa zespoły. Polki były wśród faworytek turnieju po świetnym występie w Lidze Narodów i przyzwoitej grze w mistrzostwach Europy. Najgroźniejszymi rywalkami w walce o awans wydawały się drużyny USA i Włoch, i z nimi Polki miały się zmierzyć na koniec turnieju. Założenie było takie, że wcześniej pokonają słabsze rywalki, wejdą w rytm i ograją przynajmniej jednego faworyta. Teraz te plany trzeba zweryfikować.

Drużyna Stefano Lavariniego niespodziewanie przegrała z Tajlandią, z którą wygrała siedem poprzednich meczów. Jakby tego było mało drużyna z Azji przegrała wcześniej w Łodzi wszystkie trzy spotkania, zdobywając w nich tylko jednego seta. Kibice i same reprezentantki Polski musiały być w szoku, kiedy pierwszy set zaczął się od prowadzenia rywalek 6:0. Polki nie mogły zdobyć punktu po własnej akcji - udało im się to dopiero przy stanie 5:9. Nieźle grały za to blokiem, ale to było za mało, żeby wygrać seta. Chociaż zbliżyły się do rywalek na jeden punkt (10:11), to za chwilę znów straciły dystans i przegrały 18:25.

Wypadek przy pracy? Można się było tak pocieszać, kiedy w drugim secie błyskawicznie zrobiło się 13:3 dla Polek, a cała partia skończyła się pogromem rywalek 25:7. Taki wynik nie podłamał rywalek i nie dodał Polkom pewności siebie. Znów popełniały błędy, były nieskuteczne w ataku i obronie. Trener Lavarini reagował, brał czas, ale niewiele wskórał. Nasze zawodniczki było stać w środowy wieczór tylko na wygranie jeszcze jednego seta i to po zażartej walce 25:23. Doszło do tie breaka, który do wyniku 12:12 był rozgrywany punkt za punkt. W tym momencie rywalki wyszły na dwupunktowe prowadzenie i za chwilę wykorzystały już pierwszą piłkę meczową.

Kolejny mecz w turnieju Polki zagrają w piątek o 17:30, a ich rywalkami będzie drużyna Niemiec. W tym sezonie zawodniczki Lavariniego potrafiły się szybko otrząsąć po porażkach i następny mecz na ogół wygrywały. Oby i tym razem było tak samo.

Polska - Tajlandia 2:3 (182:5, 25:7, 22:25, 25:23, 12:15)