Najpiękniejszy w finale turnieju kontynentalnego w Izmirze był tie-break. Serbowie prowadzili 4:1, ale Hiszpanie odrobili straty i po zablokowaniu Ivana Miljkovicia mieli punkt przewagi - 7:6.
Od 13:13 decydowała już zimna krew i pewność siebie Serbów. To specjaliści od takich horrorów. Raul Lozano mówi nawet, że nikt nie gra tak cynicznej siatkówki jak oni. Potrafią wykorzystać każdy błąd, najmniejszą wątpliwość. Rozgrywający Nikola Grbić, atakujący Ivan Miljković i środkowy bloku Andrija Gerić to najmocniejsze ogniwa tego mechanizmu.
Hiszpanie walczyli do końca, ale od stanu 15:15 nie potrafili już odpowiedzieć na skuteczne ciosy rywali. Mistrzowie olimpijscy z Sydney, choć w finale zagrali bez kontuzjowanego dzień wcześniej Gericia, raz jeszcze pokazali klasę. Jak nikt potrafią wygrywać, gdy innym drżą ręce. Tym razem też byli minimalnie lepsi i wywalczyli olimpijską kwalifikację.
Zagrają w Pekinie obok Chin (gospodarz), Brazylii, Rosji i Bułgarii (Puchar Świata), USA (mistrzowie Ameryki Płn.) i Wenezueli (Ameryki Płd.). Pięć wolnych miejsc zajmą zwycięzcy turniejów kontynentalnych w Azji i Afryce oraz trzech interkontynentalnych, które rozegrane zostaną w maju w Japonii, Niemczech i Portugalii. W jednym z nich wystąpią Polacy. Zadecyduje o tym losowanie na początku lutego, choć podczas turnieju w Izmirze pojawiały się informacje, że niektórzy już wiedzą, gdzie ten los ich skieruje. – Wiedzą Włosi, Argentyńczycy, ale ja nie wiem. A bardzo chciałbym – żartował Lozano, choć powodów do radości nie miał zbyt wiele.
Nasi siatkarze wygrali w Izmirze tylko z Włochami. Przegrali po 2:3 z Hiszpanią oraz Holandią i nie zakwalifikowali się do półfinałów. Niektórzy uznali to za klęskę i żądają głowy trenera, który logicznie tłumaczy, dlaczego jego zespół nie wygrał, i obiecuje, że zrobi wszystko, by nie zaprzepaścić ostatniej szansy w maju.