W pierwszym secie Polki potrafiły odrobić stratę czterech punktów (16:20) i po zablokowaniu Natalii Kulikowej doprowadzić do remisu (20:20). A to dowodzi wielkiej klasy polskiego zespołu, bo mistrzynie świata raczej nie pozwalają sobie na takie chwile słabości. I kto wie, jak wyglądałoby dalej to spotkanie, gdyby Polki poszły za ciosem i wygrały tę partię.W drugim szczęście też było blisko. Polskie siatkarki dwukrotnie traciły przewagę pięciu punktów (8:3 i 13:8), a kiedy Rosjanki uciekły im na 22:19, nie były już w stanie nic z tym zrobić.
Wydawało się, że po tych ciosach już się nie podniosą. Niemiecki dziennikarz, zachwycony polską publicznością, która wzięła niepodzielnie we władanie Gerry Weber Stadion, powiedział tylko: – To musi boleć. Nie wierzył, że ten mecz zakończy się dopiero po dramatycznym tie-breaku. W trzecim secie przecierał ze zdumienia oczy. Polki zmiotły mistrzynie świata w stylu, który zapowiadał wielkie emocje. Bonitta tańczył przy linii, a jego rodak Giovanni Caprara, włoski trener Rosjanek, nie mógł zrozumieć, co się dzieje. I trudno mu się dziwić.
W czwartej partii jego zespół, mając wygraną na wyciągnięcie ręki (18:14), przegrał 22:25. Skowrońska-Dolata znów atakowała najlepiej, jak umie, a Małgorzata Glinka stoczyła z Ljubow Sokołową-Kilić pojedynek rodem z westernów. Strzał za strzał. I wygrała.
Marco Bonitta pytany, jak można wygrać z Rosjankami, odpowiada niezmiennie to samo. - Odrzucić je serwisem od siatki. To niezbędny warunek, by nawiązać z nimi walkę. Inaczej będą kłopoty – mówił przed meczem decydującym o tym, kto wywalczy awans do igrzysk.
Caprara ma w drużynie dwie dwumetrowe wieże - Jekaterinę Gamowa i Julię Mierkułową, a pozostałe, poza libero i rozgrywająca, mierzą tyle co nasze najwyższe, ponad 190 cm. Jedynie skrzydłowa Natalia Kulikowa, jest nieco niższa – 184 cm.