Były wielkie emocje, została nadzieja na start w igrzyskach

To był mecz, który zapamiętamy na długo. Najpierw czarna rozpacz, gdy Rosjanki prowadziły 2:0, potem radość z remisu 2:2 i znakomitego początku seta piątego, a na koniec znów smutek, bo o Pekin trzeba walczyć dalej

Aktualizacja: 21.01.2008 06:59 Publikacja: 21.01.2008 02:44

Były wielkie emocje, została nadzieja na start w igrzyskach

Foto: Rzeczpospolita

W pierwszym secie Polki potrafiły odrobić stratę czterech punktów (16:20) i po zablokowaniu Natalii Kulikowej doprowadzić do remisu (20:20). A to dowodzi wielkiej klasy polskiego zespołu, bo mistrzynie świata raczej nie pozwalają sobie na takie chwile słabości. I kto wie, jak wyglądałoby dalej to spotkanie, gdyby Polki poszły za ciosem i wygrały tę partię.W drugim szczęście też było blisko. Polskie siatkarki dwukrotnie traciły przewagę pięciu punktów (8:3 i 13:8), a kiedy Rosjanki uciekły im na 22:19, nie były już w stanie nic z tym zrobić.

Wydawało się, że po tych ciosach już się nie podniosą. Niemiecki dziennikarz, zachwycony polską publicznością, która wzięła niepodzielnie we władanie Gerry Weber Stadion, powiedział tylko: – To musi boleć. Nie wierzył, że ten mecz zakończy się dopiero po dramatycznym tie-breaku. W trzecim secie przecierał ze zdumienia oczy. Polki zmiotły mistrzynie świata w stylu, który zapowiadał wielkie emocje. Bonitta tańczył przy linii, a jego rodak Giovanni Caprara, włoski trener Rosjanek, nie mógł zrozumieć, co się dzieje. I trudno mu się dziwić.

W czwartej partii jego zespół, mając wygraną na wyciągnięcie ręki (18:14), przegrał 22:25. Skowrońska-Dolata znów atakowała najlepiej, jak umie, a Małgorzata Glinka stoczyła z Ljubow Sokołową-Kilić pojedynek rodem z westernów. Strzał za strzał. I wygrała.

Marco Bonitta pytany, jak można wygrać z Rosjankami, odpowiada niezmiennie to samo. - Odrzucić je serwisem od siatki. To niezbędny warunek, by nawiązać z nimi walkę. Inaczej będą kłopoty – mówił przed meczem decydującym o tym, kto wywalczy awans do igrzysk.

Caprara ma w drużynie dwie dwumetrowe wieże - Jekaterinę Gamowa i Julię Mierkułową, a pozostałe, poza libero i rozgrywająca, mierzą tyle co nasze najwyższe, ponad 190 cm. Jedynie skrzydłowa Natalia Kulikowa, jest nieco niższa – 184 cm.

Rosjanki turniej w Halle przeszły jak burza. Tylko Serbki próbowały z nimi walczyć, ale bez powodzenia. W półfinale Niemki nie miały nic do powiedzenia, choć zagrały w najsilniejszym składzie i z nożem na gardle, bo wiedziały, że jeśli przegrają, igrzyska zobaczą w telewizji. Ale ich porażka dodała tylko pewności Polkom. Bez względu na wynik finałowego meczu ich udział w majowym turnieju interkontynentalnym w Japonii był już niezagrożony.

Kiedy w tie-breaku odskoczyły Rosjankom na 4:1, chyba pomyślały, że być może ta podróż nie będzie już potrzebna. Może za wcześnie uwierzyły, że pokonają wielką Rosję.

I nagle coś pękło. Wielu znakomitych trenerów mówi, że nie rozumie żeńskiej siatkówki. Mają rację, bo nie wszystko da się zrozumieć. Polki zaczęły tonąć. Od stanu 5:3 dla naszego zespołu Rosjanki zdobyły siedem punktów, a my żadnego.

Nie pomogły już zmiany dokonywane przez Bonittę. Nie pomogły trzy punkty z rzędu Eleonory Dziękiewcz i heroiczne wysiłki Glinki (26 punktów w meczu), której atak dawał Polkom jeszcze cień szansy na zwycięstwo (11:13). Ostatni, zwycięski punkt był dziełem Gamowej (27 w całym meczu), ale na szczególne uznanie w tie-breaku zasługuje Sokołowa.

Wcześniej grała w kratkę, ale w najważniejszym secie zdobyła 7 punktów decydujących o jego losach. Rosjanki wygrały turniej w Halle i zagrają w Pekinie. Nasze siatkarki o awans do igrzysk będą jeszcze walczyć w maju w Japonii.

W sobotę w spotkaniu z Serbią, wicemistrzem Europy i brązowym medalistą mistrzostw świata, poza pierwszym setem, Polki grały chwilami koncertowo, nie gorzej niż z Rosjankami. Ostatni, czwarty set był pasjonującym widowiskiem. Od stanu 18:18 obie drużyny grały punkt za punkt. Do gry wróciła Milena Sadurek zastąpiona wcześniej przez Katarzynę Skorupę, nie myliła się Anna Podolec, która zmieniła Skowrońską-Dolatę. Decydujące słowo należało jednak do Barańskiej, to jej dwa ataki przesądziły o losach spotkania.

Przed półfinałem w Halle Serbki wypowiadały się buńczucznie. – Jesteśmy lepsze, na pewno wygramy i postaramy się w finale pokonać Rosję.

Nasze dziewczyny tylko się uśmiechały, ale jak najszybciej chciały usunąć zadrę tkwiącą w nich od pamiętnego spotkania w Luksemburgu, kiedy porażka odebrała im finał mistrzostw Europy i, kto wie, może trzeci z rzędu złoty medal, co byłoby sukcesem bez precedensu. Dla nich wygrana z Japonii nie była dostatecznym zadośćuczynieniem, tam oba zespoły i tak były przegrane.

Na konferencji prasowej po sobotnim spotkaniu trener Serbek Zoran Terzic powiedział: – Do zobaczenia w Japonii. Niestety miał rację, choć niewiele brakowało, by się pomylił.

Finał: • Rosja – Polska 3:2 (25:23, 25:22, 11:25, 22:25, 15:12). Polska: Sadurek, Skowrońska-Dolata, Dziękiewicz, Liktoras, Barańska, Glinka-Mogentale, Zenik (libero) oraz Rosner, Skorupa, Podolec i Ciaszkiewicz.

Eleonora Dziękiewicz, środkowa reprezentacji

Ciężko oceniać mecz, który mógł być wygrany. Kiedy rozpoczynał się tie-break, byłam dziwnie spokojna i sądziłam, że wszystko pójdzie po naszej myśli, ale znów dopadł nas krótki kryzys i Rosjanki to wykorzystały. W tym spotkaniu, tak jak w poprzednich, grałyśmy nierówno. Różnica jest taka, że poprzednie wygrywałyśmy, a ten najważniejszy przegrałyśmy. Trzeci, bardzo wysoko wygrany set pokazał jednak, że potrafimy grać na wysokim poziomie. To nastraja optymistycznie przed turniejem interkontynentalnym w Japonii. Zobaczymy tylko, czy nie będziemy zbyt zmęczone. W maju kończą się przecież rozgrywki ligowe.

Anna Barańska, przyjmująca reprezentacji

Czasami lepiej przegrać 0:3 niż 2:3. Jest mniej żalu za straconą szansą. Po dwóch pierwszych setach Pekin znacznie się oddalił, ale nie poddałyśmy się i podjęłyśmy walkę o zwycięstwo. Kiedy doszło do tie-breaku, głęboko wierzyłyśmy, że damy radę, wygramy i wywalczymy awans. Rosjanki są wysokie, więc ciężko przebić się przez ich blok, i mają Gamową. Sama zdobyła 27 punktów. Naszą siłą jest wyrównany skład. Nieważne, która wchodzi na boisko. Raz pociągnie grę jedna, raz druga. W maju będziemy jeszcze lepiej zgrane. Przy szybkiej, kombinacyjnej grze, jaką preferujemy, to bardzo ważne.

j.p.

Marco Bonitta, trener reprezentacji Polski

RZ: Który set był kluczowy dla losów finałowego meczu z Rosjankami?

Marco Bonitta: Myślę, że pierwszy. Odrobiliśmy straty, złapaliśmy właściwy rytm gry i wszystko wskazywało na to, że będzie dobrze. Nie było. Wielka szkoda.

W tie-breaku też odrabialiście straty. Punkt po punkcie, konsekwentnie. Wierzył pan, że jeszcze wszystko jest możliwe?

Wierzyłem do ostatniej piłki. To był przecież taki niesamowity mecz, od początku do końca. Kiedy przegrywaliśmy 0:2 w setach, też wierzyłem i się nie zawiodłem. W starciu z mistrzem świata podjęcie walki w takiej sytuacji najlepiej świadczy, że ten zespół ma charakter. Myślę, że to będzie procentować. Dziewczyny teraz wiedzą, że grają na podobnym poziomie i są w stanie wygrywać również z tak silnym rywalem. Rosja to przecież dziś jedna z trzech najlepszych drużyn na świecie obok Włoch i Brazylii.

Przed meczem mówił pan, że najważniejszym elementem w grze polskiego zespołu będzie zagrywka. Jeśli nie odrzucimy ich od siatki, to nas rozbiją. To pana słowa. Zagrywka była taka jak trzeba?

Tak, jestem zadowolony. Decydowały detale. Chociażby brak koncentracji w wydawałoby się niegroźnych sytuacjach. Ale to właśnie siła doświadczenia, które jest po stronie Rosjanek. Dlatego wygrały tie-break.

To był najlepszy mecz Polek w tym turnieju?

Z meczu na mecz graliśmy lepiej. W finale oba zespoły miały świadomość, jaka jest stawka. Dlatego walczyły do ostatniej kropli potu. Ale proszę też pamiętać przy takich ocenach, z kim gramy. Rosja to wciąż silniejsza drużyna od naszej. Wyższa, bardziej doświadczona. Ljubow Sokołowa-Kilić w tie-breaku udowodniła, że jest zawodniczką światowej klasy. Zdobyła siedem punktów, przeważyła szalę zwycięstwa na rosyjską stronę.

Pana asystent Mauro Masacci powiedział po przegranym finale, że jest zadowolony z postawy drużyny. A pan?

Nienawidzę przegrywać, więc nie mogę być szczęśliwy. To zrozumiałe. Ale czuję ogromną satysfakcję z gry, z zaangażowania, które tu dziewczyny zaprezentowały. To ważne, bo oznacza, że nasza praca nie idzie na marne. To znak, że jesteśmy na dobrej drodze.

Ten zespół z turnieju na turniej się zmienia, dochodzą nowe zawodniczki. Przewiduje pan kolejne zmiany?

Myślę, że drużyna, która była w Halle, jest bliska tej ostatecznej.

Jest pan z kogoś niezadowolony?

Każda z dziewczyn pokazała tu wszystko, co ma najlepszego. Cieszę się, że z nimi pracuje. To dla mnie zaszczyt.

Wcześniej nie było takiej atmosfery?

Wiele się zmieniło. Ja też się zmieniłem, sporo zrozumiałem.

Ostatnią szansą na awans do igrzysk będzie turniej interkontynentalny w Japonii. Zaczyna się 17 maja. Jest pan pewien, że zagracie w Pekinie?

We Włoszech mówimy, że trudniej jest zawsze tam, gdzie jest łatwiej. Tam rywalki będą nieco słabsze niż podczas Pucharu Świata czy tu, w Halle, ale niczego nie można być pewnym.

Jeśli wywalczycie awans, na co można liczyć w Pekinie?

Za wcześnie, by o tym mówić. Najpierw awansujmy, a później będziemy spekulować, co na igrzyskach. Mogę tylko powiedzieć, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Nie widzę powodów do obaw.

Ile czasu potrzebuje pan na przygotowania do turnieju w Japonii?

10 – 12 dni. Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej daje nawet 15 dni, ale muszę najpierw porozmawiać z przedstawicielami klubów. Na pewno dojdziemy do porozumienia. rozmawiał w Halle Janusz Pindera

W pierwszym secie Polki potrafiły odrobić stratę czterech punktów (16:20) i po zablokowaniu Natalii Kulikowej doprowadzić do remisu (20:20). A to dowodzi wielkiej klasy polskiego zespołu, bo mistrzynie świata raczej nie pozwalają sobie na takie chwile słabości. I kto wie, jak wyglądałoby dalej to spotkanie, gdyby Polki poszły za ciosem i wygrały tę partię.W drugim szczęście też było blisko. Polskie siatkarki dwukrotnie traciły przewagę pięciu punktów (8:3 i 13:8), a kiedy Rosjanki uciekły im na 22:19, nie były już w stanie nic z tym zrobić.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia