– To będzie wielkie siatkarskie święto. Chcemy to uczcić i pokazać, że potrafimy walczyć z najlepszymi – powiedział trener Skry Daniel Castellani. Jego zdaniem różnice między uczestnikami Final Four są minimalne. – Będą decydowały detale. My nie musimy wygrać, ale bardzo tego chcemy – dodał Argentyńczyk, dla którego turniej w Łodzi też jest wielkim wyzwaniem.
Jeśli Skra pokona w sobotę siatkarzy z Kazania, to dzień później zmierzy się w finale ze zwycięzcą drugiego półfinału pomiędzy Sisleyem Treviso i Coprą Piazenza. Być może założenie to jest mało realne, ale czy niemożliwe?
Piotr Gruszka, jeden z najbardziej doświadczonych siatkarzy Skry i kapitan reprezentacji Polski, mówi, że nie ma zdecydowanego faworyta, i jako przykład daje ubiegłoroczny finał w Moskwie, kiedy teoretycznych pewniaków ograł niemiecki VfB Friedrichshafen.
Rywale to jednak uznane marki. Szczególnie Sisley, czterokrotny triumfator Ligi Mistrzów (1995, 1999, 2000 i 2006), czterokrotny zdobywca Pucharu CEV (1991, 1993, 1998, 2003) i dziewięciokrotny mistrz Włoch. A wygrać w Serie A, najsilniejszej lidze świata, bywa przecież trudniej niż w Final Four. Pozostali uczestnicy turnieju na razie mogą tylko marzyć o podobnych sukcesach, ale to wcale nie oznacza, że faworyt do zwycięstwa w niedzielnym finale jest jeden.
Wystarczy spojrzeć na skład drużyny z Kazania. Wiktor Sidelnikow, trener mistrza Rosji, mówi, że nie ma znaczenia, z kim jego siatkarze będą grali: – Dla nas liczą się tylko najwyższe cele. Chcemy wygrać ten turniej.