Raul Lozano nie eksperymentuje, jeśli nie musi. Wysyła do boju tych, którym ufa najbardziej. A ufa szczególnie Pawłowi Zagumnemu, Mariuszowi Wlazłemu, Michałowi Winiarskiemu i Sebastianowi Świderskiemu oraz parze środkowych, Łukaszowi Kadziewiczowi i Danielowi Plińskiemu. Pozycja Krzysztofa Ignaczaka nie może być zagrożona, bo libero nie ma zmiennika.
W pierwszym secie Niemcy trzymali się dzielnie do stanu 16:15 dla Polaków. Później zaserwowali w aut, stracili kolejny punkt i zanim się obejrzeli, przegrywali 15:20.
Siatkówka nie wybacza takich słabości. Rywal łapie wtedy wiatr w żagle i odpływa na bezpieczną odległość. Tak było też w niedzielę tuż przed północą (miejscowego czasu) w mieszczącej 18 tysięcy widzów Capital Gymnasium. Kadziewicz przypomniał sobie mistrzostwa świata w Japonii, gdzie był najlepszym serwującym, kilka razy tak huknął ze środka, że Niemcy zmrużyli oczy.
Z Polaków tego dnia tryskała energia jak za najlepszych czasów. Lozano chodził przy bocznej linii pewny swego, znakomicie grający Świderski w pierwszym secie pomylił się tylko raz.
Wątpliwości, kto może być zwycięzcą, były tylko w drugim secie. Niemcy uciekli na kilka punktów, Polacy ich dogonili (14:14) i wyszli na prowadzenie 23:22.