Tak ostrej wymiany zdań nie było w polskiej siatkówce od lat. Mariusz Wlazły, najlepszy polski atakujący, od nowego sezonu kapitan Skry Bełchatów, na zarzut symulowania kontuzji odpowiada zdecydowanie, że to bzdura, bo pęknięcia kości w palcu lewej ręki doznał już na igrzyskach w Pekinie, w meczu z Brazylią. Do końca igrzysk dotrwał dzięki środkom przeciwbólowym. Nie on jeden.
To samo robili inni, między innymi Michał Winiarski i Paweł Zagumny. Podczas igrzysk mówili o tym "Rz" Łukasz Kadziewicz i Sebastian Świderski. Nic dziwnego, że Wlazły poczuł się urażony opinią trenera, z którym darł koty już od dawna.
Wystarczy przypomnieć sobie starcia w trójkącie Lozano – Wlazły – Skra Bełchatów, gdy reprezentacyjnego atakującego nękały bolesne skurcze mięśni. Ostatecznie Wlazły nie poleciał w ubiegłym roku na mistrzostwa Europy do Moskwy, gdzie Polacy zanotowali najgorszy występ w historii tej imprezy.
Decyzję o nieprzedłużaniu kontraktu z Lozano Polski Związek Piłki Siatkowej ogłosił 16 września. Trzy dni wcześniej, po przegranym meczu z Belgią w Kędzierzynie-Koźlu (mimo porażki Polacy wygrali ten barażowy dwumecz i wystąpią w przyszłorocznych mistrzostwach Europy), prezes PZPS Mirosław Przedpełski niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że pożegnanie z Argentyńczykiem jest przesądzone. Co więcej – o tym, że ten kontrakt nie będzie przedłużony, mówiono otwarcie podczas igrzysk w Pekinie, gdzie nasi siatkarze grali znakomicie i naprawdę niewiele zabrakło, by walczyli o medal.
Wtedy jeszcze Lozano zachowywał się jak dyplomata. Chwalił związek, a na zawodników nie dał powiedzieć złego słowa. Narzekał tylko w swoim stylu na dziennikarzy.