– Z Hiszpanią musimy wygrać. Nie ma innego wyjścia. Porażka oznacza w praktyce pożegnanie się z turniejem i wstyd – mówił przed rozpoczęciem mistrzostw Jerzy Matlak, trener polskiego zespołu. Przestrzegał też, by nie lekceważyć rywalek. – Tak, są najsłabsze w naszej grupie, ale jak dasz im szansę, to zrobią wszystko, by ją wykorzystać. Nie mają nic do stracenia – tłumaczył, lecz chyba nie wierzył, że czarny scenariusz jest możliwy.
Przed piątym setem stał z boku i nie mówił nic, bo jego dziewczyny przerażone wisiały już nad przepaścią. Guido Vermeulen, holenderski trener Hiszpanek, powie później na konferencji prasowej, że Polki zaczęły ten mecz bardzo dobrze, ale gdy po dwóch przegranych setach zmienił strategię serwisu swojego zespołu, zaczęły popełniać błędy. – Nasz serwis był zróżnicowany, raz mocniejszy, raz lżejszy, dokładniejszy, kierowany w różne strefy boiska. Ataki staraliśmy się kończyć tylko z pewnych piłek – tłumaczył.
– To nie miało większego znaczenia. To my sami narobiliśmy sobie kłopotów – ripostował Matlak.
W takim meczu jak ten można tylko czekać, aż się skończy. Polki potrafią grać znacznie lepiej, więc nadzieja, że wygrają, nie gasła. Najważniejsze, że nie straciła jej publiczność. 12,5 tysiąca kibiców grało razem z naszymi siatkarkami, pomagało najgłośniej, jak mogło.
W tie-breaku Matlak znów wrócił do wyjściowego składu. Liczne zmiany w poprzednich dwóch setach nie dały rezultatu. Znów rozgrywała Milena Sadurek, którą zastąpiła Izabela Bełcik, wróciła Aleksandra Jagieło, zmieniając Annę Woźniakowską. Po przekątnej z rozgrywającą od początku do końca grała Joanna Kaczor i choć zdobyła najwięcej punktów w naszym zespole (21), nie była tak skuteczna jak ostatnio. Polki po zbiciu Oli Jagieło prowadziły już 9:6, ale wystarczył autowy serwis naszej kapitan Anny Barańskiej, nieporozumienie pomiędzy środkową Katarzyną Gajgał i Sadurek oraz błąd przyjęcia zagrywki, by znów był remis 9:9.