[b][link=http://www.rp.pl/galeria/60512,1,372502.html]Zobacz galerię zdjęć[/link][/b]
Początek meczu z Holenderkami nastrajał optymistycznie. Po ataku środkowej Katarzyny Gajgał nasze siatkarki objęły prowadzenie 1:0, a wypełniona do ostatniego miejsca (13500 widzów) Atlas ARENA oszalała ze szczęścia. Później kłopoty z przyjęciem bardzo trudnej zagrywki rywalek miała nasza libero Mariola Zenik, ale mimo to wymiana ciosów z obu stron trwała w najlepsze. Po autowym ataku gwiazdy holenderskiego zespołu - Manon Flier Polki miały punkt przewagi (6:5). Chwilę później po skutecznej zagrywce Aleksandry Jagieło prowadziły 7:5 i nic nie wskazywało na to, że już wkrótce nastąpi długa trwająca zapaść naszej drużyny.
Od stanu 8:7 Polki przestały być równorzędnym rywalem Holandii. Do końca tego seta zdobyły już tylko trzy punkty, a przeciwnik po drugiej stronie siatki 18. Wydawało się, że to będzie nokautujący cios, bo w drugiej partii było niewiele lepiej. Pomarańczowe wygrały ją 21:12 nie dając naszym siatkarkom najmniejszych szans. - Grały nadzwyczajnie - powie później o swoich zawodniczkach Avital Selinger, trener holenderskiej drużyny. - Nigdy jeszcze nie widziałem takiej perfekcji w ich wykonaniu - komplementował dalej swój zespół Selinger, który nie ukrywa, że przyjechał na te mistrzostwa po złoty medal.
- A ataku grały jak mężczyźni, w obronie niezwykle ofiarnie, sprawdzonym, wyćwiczonym przez lata systemem - oceniał Holenderki Piotr Makowski, zastępujący od meczu z Belgią Jerzego Matlaka, który cały czas czuwa przy łóżku ciężko chorej żony.
Anna Barańska, kapitan naszego zespołu w pierwszym secie zdobyła tylko jeden punkt, podobnie jak druga skrzydłowa Ola Jagieło. Przez blok rywalek nie potrafiła się też przebić najskuteczniejsza do tej pory Joanna Kaczor. - Byłam dziwnie zmęczona, miałam spore problemy, by kończyć ataki - przyzna szczerze już po meczu.