Wiara, że niedawne towarzyskie zwycięstwo nad Brazylią oznacza początek siatkarskiego mocarstwa nad Wisłą, była złudna.
Reprezentacja Polski, nawet z Wlazłym i Winiarskim w pierwszej szóstce, jeszcze nie jest tak silna, by głośno mówić o zbliżającym się złocie mistrzostw świata. Na razie trener Daniel Castellani ma problem, co robić z chwiejną formą mistrzów Europy, jak zatrzymać szybko uciekające punkty w końcówkach setów, jak poprawić skuteczność ataku.
W piątek w Bydgoszczy w polskiej drużynie mógł podobać się tylko blok, zwłaszcza w wygranym secie, reszta była do poprawki. Raz zawodziło przyjęcie zagrywki, raz obrona, czasem brakowało skutecznego zbicia. Lista była długa, a Matej Kazijski z kolegami potwierdzili, że bułgarskie sny o potędze, wcale nie muszą być mniej realistyczne od polskich. Wreszcie pojawiły się głosy, że memoriał to jednak tylko faza przygotowań do mistrzostw świata.
Memoriał rozpoczął się od meczu Brazylia – Czechy, w którym niespodzianką było tylko to, że mistrzowie świata stracili jednego seta. Brazylijczycy wygrali 3:1, zmienili skład w porównaniu z towarzyskim meczem z Polską, pojawił się Giba, ale nie był najlepszy na boisku.
[srodtytul]Polki w finale World Grand Prix[/srodtytul]