Michał Winiarski o szansach Polski

Michał Winiarski, kluczowy gracz polskiej reprezentacji siatkarskiej o szansach Polaków na mistrzostwach świata i o tym, jak sport się zmienia

Publikacja: 17.09.2010 04:41

Michał Winiarski, urodzony 28 września 1983 roku w Bydgoszczy. Żonaty, ma syna Olivera. Mistrz świat

Michał Winiarski, urodzony 28 września 1983 roku w Bydgoszczy. Żonaty, ma syna Olivera. Mistrz świata juniorów (2003), wicemistrz świata seniorów (2006), dwukrotny zwycięzca Ligi Mistrzów z Itasem Diatec Trentino, z którym zdobył też mistrzostwo Włoch. Aktualny mistrz Polski ze Skrą Bełchatów

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]Rz: Pogłoski o pana nowej kontuzji na szczęście okazały się nieprawdziwe?[/b]

Michał Winiarski: W dobie Internetu pogoń za sensacją chyba nikogo nie dziwi, ale byłem zaskoczony, gdy po powrocie z Brazylii, gdzie zagraliśmy trzy mecze z mistrzami świata, dowiedziałem się, że powstał wyimaginowany problem. Nic mi nie dolega. Owszem, mam za sobą poważną operację barku, wykonał ją jeszcze w okresie, gdy grałem w Trento, włoski chirurg Giuseppe Porcellini, wybitny specjalista w tej dziedzinie, który jeździł do USA naprawiać barki tamtejszym czołowym bejsbolistom. Ostatnio leczyłem też stan zapalny w kolanie, ale to już przeszłość. Czuję się na siłach, by we Włoszech grać na oczekiwanym poziomie.

[wyimek]Nie będziemy kalkulować, z kim przegrać, z kim wygrać, bo takie myślenie to samobójstwo [/wyimek]

[b]A oczekiwania są duże...[/b]

To zrozumiałe. Mistrzostwo Europy zobowiązuje, tak samo jak srebro mistrzostw świata zdobyte wraz z Raulem Lozano cztery lata temu. Ale jesteśmy na to przygotowani, choć oczywiście medalu zapewnić nie mogę. To będzie trudny turniej, w dużej mierze ze względu na formułę jego rozgrywania, a i stawka faworytów jest tym razem wyjątkowo liczna.

[b]Kto wymyślił formułę, w której drużyna, mając na koncie kilka porażek, może zdobyć mistrzostwo świata?[/b]

Nie wiem, ale takie są fakty i nie ma co z nimi dyskutować. Jedno jest pewne – będzie ciekawie. Może się przecież zdarzyć i tak, że nawet jedna porażka wyeliminuje z walki o medale. Ale tak było też w Japonii cztery lata temu – przegrana z Rosją wyrzucała nas ze strefy medalowej.

[b]Kolejka do podium jest dziś znacznie dłuższa niż wtedy...[/b]

Słabych już nie ma. Potwierdzają to np. eliminacje do przyszłorocznych mistrzostw Europy. Lekceważona jeszcze nie tak dawno Estonia pogrążyła Holandię, a Belgia wyeliminowała Hiszpanię, mistrza Europy sprzed trzech lat. Jeśli więc ktoś myśli, że Kanada, nasz pierwszy rywal w mistrzostwach świata (25 września – przyp. red.), będzie chłopcem do bicia, to jest w błędzie. Musimy być skoncentrowani, bo Kanadyjczycy zagrają bez presji, od nich nikt nie oczekuje zwycięstw, a naprawdę potrafią grać w siatkówkę.

[b]Ale trudno porównywać ich z Brazylią. To są najwięksi faworyci. Zgadza się pan?[/b]

Brazylię można pokonać i wierzę, że to my ją pokonamy. Bez genialnego rozgrywającego Ricardo jest słabsza od tej, z którą przegraliśmy w Tokio, w finale mistrzostw świata. Na canarinhos świat się jednak nie kończy, ta kolejka do podium liczy co najmniej osiem – dziesięć drużyn.

[b]Kogo się trzeba obawiać szczególnie?[/b]

To nie jest kwestia obaw, tylko docenienia klasy rywala. Rosja pokazała się z bardzo dobrej strony w finale Ligi Światowej. Jej włoski trener Daniele Bagnoli mocno przewietrzył skład, postawił na młodych i ma zespół, który powinien zajść daleko. Bułgarzy też będą groźni pod wodzą Silvano Prandiego. Włoch ma do dyspozycji kilku siatkarzy światowego formatu na czele z Matejem Kazijskim i kilku młodych zdolnych graczy.

[b]Mówi się, że zespołem zdolnym do wielkich niespodzianek są Kubańczycy. Podziela pan to zdanie? [/b]

Skaczą najwyżej, potrafią atakować czy blokować tak, że oko bieleje, ale chyba jak nikt inny są w stanie sami zepsuć wszystko i oddać wygraną na tacy, kłócąc się między sobą. Wciąż grają egoistycznie. Owszem, nawet przy złym przyjęciu, gdy po drugiej stronie siatki czeka już na nich potrójny blok, są w stanie uderzyć tak, że nie ma co zbierać, ale we współczesnej siatkówce nie o to chodzi.

[b]A o co chodzi?[/b]

Najważniejszy jest zespół, nie gwiazdy. Samemu nie można wygrać znaczącego turnieju. I to właśnie wbija nam do głowy Daniel Castellani. Dla niego wszyscy w drużynie są tak samo ważni. I ten, co stoi w kwadracie dla rezerwowych, i ten, który zdobywa najwięcej punktów. W kolejnym meczu role mogą się przecież odwrócić. Na indywidualne popisy nie ma u nas miejsca.

[b]Lozano był inny?[/b]

Każdy trener jest inny, Lozano stawiał na określonych graczy i był bardzo konsekwentny. W odróżnieniu od Castellaniego miał swoją żelazną szóstkę i tego się trzymał. Dzięki Bogu w meczu z Rosją w Japonii zdecydował się jednak na zmiany i wróciliśmy z mistrzostw świata ze srebrnym medalem.

[b]Co jeszcze różni Castellaniego i Lozano?[/b]

Nie będę zagłębiał się w szczegóły, powiem tylko, że Lozano ufał bez reszty statystyce. Był w tym konsekwentny aż do bólu. Castellani patrzy na to trochę inaczej, można przecież mieć znakomite statystyki i przegrać mecz. Bywa też odwrotnie. Najważniejsze, by grać systemem, który ustaliliśmy. Samowolki, nawet udane, są niemile widziane. Dam przykład. Atakuję pięć razy, zdobywam dwa punkty, trzy inne, ryzykowne ataki idą minimalnie w aut lub są blokowane. Mam niezłą statystykę, ale tracimy trzy punkty. Gdy gram pod system, nie ryzykuję ponad miarę i punktuję tylko raz, ale po kolejnych czterech mądrych atakach piłka dalej jest w grze i koledzy zdobywają z nich jeszcze trzy punkty. Ja mam znacznie gorsze statystyki, ale drużyna prowadzi. I o to z grubsza w naszej grze chodzi.

[b]Zespół jest lepszy od tego, który zdobył w Japonii srebrny medal?[/b]

Nie potrafię tego ocenić. Gramy inaczej, ale rewolucji nie ma. Skład się zmienił, ale trzon pozostał ten sam. To tak, jakby pan zapytał, czy jesteśmy lepsi lub gorsi od złotej drużyny Wagnera. Nie ma odpowiedzi. Jesteśmy wyżsi, wyżej skaczemy od mistrzów olimpijskich z Montrealu, inaczej serwujemy, nie gramy już podwójnej krótkiej, ale gdyby chłopcy z tamtych lat byli teraz na naszym miejscu, może też by wygrywali.

[b]Jak zmienia się siatkówka w ostatnich latach?[/b]

Zmieniła się piłka i gra stała się inna, to fakt. Ta nowa Mikasa wariuje w powietrzu, trochę jak piłka Jabulani podczas futbolowych mistrzostw świata w RPA. Tam problem mieli bramkarze, tu przyjmujący. Czasami techniczny serwis nazywany flotem jest znacznie trudniejszy do przyjęcia niż klasyczna bomba, gdy piłka pędzi z szybkością przekraczającą 100 km/godz.

[b]Pan, specjalista, też miewa z przyjęciem problemy...[/b]

Jeśli z dziesięciu treningów pięć to siłownia, trudno w tym okresie mieć czucie piłki. To przyjdzie później, więc jestem spokojny, bo tego się nie zapomina. Widziałem w życiu wielu znakomitych siatkarzy, którzy osiągnęli więcej niż ja i mieli z przyjęciem znacznie większy problem. W odpowiednim momencie łapali jednak to specyficzne czucie i wracała pewność gry. Teraz pracujemy już nad szybkością, dynamiką i dokładnością. Świeżość powinna przyjść w odpowiednim czasie.

[b]Pana rolą w drużynie jest nie tylko przyjęcie serwisu rywala, ale też atak. W Trentino, gdy wygrywaliście Ligę Mistrzów piłki, wystawiał Nikola Grbić, as reprezentacji Serbii, w polskiej drużynie robi to Paweł Zagumny. Co ich różni?[/b]

Zacznijmy od podobieństw. Obaj mają mocną, wyrazistą osobowość. Nawet jak im nie idzie, nie dadzą tego po sobie poznać. Drużyna ma w nich oparcie, to liderzy w każdych warunkach. Paweł rozgrywa dokładniej, finezyjniej, Nikola gra prościej i – co ważne – nie tylko rozgrywa, ale też świetnie broni, blokuje, serwuje. Zbliża się do czterdziestki, ale sprawności mogą mu pozazdrościć znacznie młodsi.

[b]Mówiąc o kandydatach do medali, nie wspomniał pan o Włochach. Nie wierzy pan w drużynę Andrei Anastasiego?[/b]

Turniej jest ustawiony pod nich, takie jest prawo gospodarza. Chociażby dlatego mogą zajść daleko. Ale myślę, że niczym nas nie zaskoczą.

O sile zespołu wciąż stanowią ci sami: Alessandro Fei, Valerio Vermiglio, Luigi Mastrangelo.

[b]Przed rokiem nie było pana w Izmirze, gdy koledzy zdobywali mistrzostwo Europy. Cieszył się pan razem z nimi, siedząc przed telewizorem?[/b]

To był trudny okres. Operowany bark bolał tak bardzo, że mimo silnych leków nie mogłem spać. Wtedy myślałem przede wszystkim o sobie, co ze mną będzie, czy będę jeszcze mógł grać.

[b]Mistrzostwa są rozrzucone po całych Włoszech, grał pan w tych miastach?[/b]

W Trieście, gdzie zaczynamy, nigdy nie byłem. W Anconie wprawdzie byłem, ale tylko przejazdem. To nie są siatkarskie miasta. Mecze Włochów na pewno będą się cieszyć dużym zainteresowaniem, ale inne niewielkim.

[b]Jak zajmiecie trzecie miejsce w grupie, polecicie na Sycylię, do Katanii...[/b]

Tam też nie byłem, wreszcie zwiedzę Włochy. O razu jednak zapewnię, że nie będziemy kalkulować. Trzecie miejsce ponoć byłoby lepsze niż pierwsze, biorąc pod uwagę potencjalnych rywali w drugiej rundzie, ale takie myślenie to samobójstwo.

[b]No to jak będzie panie Michale, na co pan, tak z ręką na sercu, liczy w tych mistrzostwach?[/b]

Na dobrą grę, zdrowie i dużo szczęścia. W tej naszej loteryjnej grze jest ono bardzo potrzebne. Może nie będę oryginalny, mówiąc, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym, ale od razu dodam, że każdy z czołówki może to samo powiedzieć o sobie.

[b]Rz: Pogłoski o pana nowej kontuzji na szczęście okazały się nieprawdziwe?[/b]

Michał Winiarski: W dobie Internetu pogoń za sensacją chyba nikogo nie dziwi, ale byłem zaskoczony, gdy po powrocie z Brazylii, gdzie zagraliśmy trzy mecze z mistrzami świata, dowiedziałem się, że powstał wyimaginowany problem. Nic mi nie dolega. Owszem, mam za sobą poważną operację barku, wykonał ją jeszcze w okresie, gdy grałem w Trento, włoski chirurg Giuseppe Porcellini, wybitny specjalista w tej dziedzinie, który jeździł do USA naprawiać barki tamtejszym czołowym bejsbolistom. Ostatnio leczyłem też stan zapalny w kolanie, ale to już przeszłość. Czuję się na siłach, by we Włoszech grać na oczekiwanym poziomie.

Pozostało 92% artykułu
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Siatkówka
Powódź w Polsce. Prezes Stali Nysa: Sport zszedł teraz na drugi plan
Siatkówka
Rusza siatkarska PlusLiga. Jeszcze więcej mocy
Siatkówka
Transfery w PlusLidze. Zbroili się wszyscy
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Siatkówka
Paryż 2024. Polscy siatkarze wicemistrzami olimpijskimi. Francja była wspanialsza