Nie ma strachu, jest pozytywna energia

Dziś o 17 Polska gra na mistrzostwach świata mecz z Bułgarią, który zadecyduje o awansie do trzeciej rundy

Publikacja: 01.10.2010 00:24

Hotel Sporting na Via Flaminia w Ankonie. Tu mieszkają obie drużyny. Ma cztery gwiazdki, co trudno zrozumieć, bo usytuowany jest w fatalnym miejscu, nad garażami samochodowymi, gdzie praca wre od rana do wieczora, a przejeżdżające obok pociągi nie dają spać.

– Nie powiem już złego słowa na organizatorów, koncentruję się tylko na najbliższym meczu – obiecuje najmłodszy w drużynie Bartosz Kurek, który do tej pory wypowiadał się najostrzej na temat kontrowersyjnego regulaminu mistrzostw. – To wynik mojej interwencji. Powiedziałem zawodnikom, by przestali już mówić o tym, czego nie można zmienić, a myśleli jedynie o tym, jak wygrać kolejne spotkanie. Teraz przed nami mecz z Bułgarią, rywalem niebezpiecznym – mówił jeszcze przed starciem z Brazylią trener Daniel Castellani.

Polscy siatkarze nie wyglądają na zestresowanych. Kurek ze słuchawkami na uszach, uśmiechnięci Michał Winiarski i Michał Bąkiewicz, wyważony jak nigdy Krzysztof Ignaczak. Ci, którzy nie grają tak jak drugi libero Piotr Gacek też mają pogodne miny.

Tylko Mariusz Wlazły chodzi trochę przygaszony. Od chwili kiedy trafił do reprezentacji seniorów był pierwszoplanowym graczem. Raul Lozano, choć darli koty od początku, nie wyobrażał sobie drużyny bez niego. Ale Castellani nie miał wyjścia. Rok temu Wlazły stwierdził, że źle się czuje, i na mistrzostwa Europy do Izmiru nie pojechał.

Piotr Gruszka, który zastąpił go w trybie pilnym, został wybrany MVP turnieju, a Polska zdobyła złoty medal, pierwszy w historii. Teraz Gruszka też jest lepszy i Wlazły tę sytuację znosi nie najlepiej, choć za każdym razem powtarza, że najważniejsze jest dobro drużyny.

Bułgarzy snują się po hotelu Sporting bez ognia w oczach, ale wszyscy wiedzą, że grać potrafią. Matej Kazijski i Władymir Nikołow to gwiazdy światowego formatu, wygrywali Ligę Mistrzów i mistrzostwo Włoch, a Serie A to przecież najsilniejsza liga na świecie.

– Jak mają swój dzień, ciężko ich zatrzymać, ale miewają też gorsze chwile – mówi Winiarski, który grał z nimi w Diatesie Itac Trentino.

Piotr Gacek zwraca uwagę na bardzo nieprzyjemny serwis Bułgarów. – Strzelają jak z armaty, ale z regularnością tej silnej zagrywki bywa różnie – mówi nasz rezerwowy libero.

Włoski trener Bułgarów Silvano Prandi przypomina, że pod koniec sierpnia w Bydgoszczy podczas turnieju im. Huberta Wagnera górą byli jego zawodnicy. Prandi w stylu Wagnera zapowiadał przed mistrzostwami złoty medal. Na razie jednak Bułgarzy grają gorzej, niż oczekiwano. Przegrali z Francją i Czechami i do kolejnej, grupowej fazy mistrzostw zakwalifikowali się z trzeciego miejsca.

Władymir Nikołow, kapitan naszych rywali, obawia się, czy koledzy potrafią zachować spokój w obliczu najcięższej próby. Cztery lata temu w Japonii lepsi byli Polacy, rok temu w Izmirze również.

Problemem Bułgarów jest przyjęcie, szczególnie teraz, gdy nie ma już znakomitego w tym elemencie gry Płamena Konstantinowa. Atak i zagrywka to natomiast wielki atut drużyny Prandiego. Blok też jest mocną stroną Bułgarów, ale rozgrywający Andrej Żekow to nie wirtuoz. Paweł Zagumny jest od niego o klasę lepszy. Wszystko wskazuje na to, że Polacy będą mieli lepsze przyjęcie, pytanie tylko, czy zdołają zrównoważyć siłę bułgarskiego ataku. Gruszka, Kurek i Winiarski stają przed trudnym zadaniem. Ale Daniel Castellani nie wygląda na zdenerwowanego.

– Nie ma strachu, jest pozytywna energia. Sparingi i pierwsze mecze we Włoszech pokazały, że mamy grać i wygrywać z każdym. Zawodnicy są spokojni i pewni siebie. To najważniejsze – uspokaja Castellani.

Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia