Z matematycznych obliczeń wynika, że wszystko jest jeszcze możliwe. Nawet awans do strefy medalowej, ale najpierw trzeba wygrać dwa pozostałe mecze (z Chinami jutro i Turcją pojutrze) oraz liczyć, że Japonki przegrają z Koreą i Rosją. Dopiero później zacznie się liczenie małych punktów.
Sobotnie spotkanie Polska – Korea Południowa było długie i dramatyczne. Początek nie nastrajał optymistycznie, nasze siatkarki przegrały pierwszego seta 12:25, ale później to Koreanki nie wiedziały, co się dzieje. Walczyły jednak do końca więc tie break przypominał horror. Na szczęście Małgorzata Glinka (28 punktów), tym razem na pozycji atakującej (Jerzy Matlak przesunął ją z lewego skrzydła na prawe po pierwszym secie) przypomniała wszystkim, że była najlepszą siatkarką w Europie. Ponieważ jej młodszym koleżankom nie drżały ręce w decydujących momentach, Polki wygrały 17:15, cały mecz 3:2 i kilkanaście godzin były w niebie.
Porażka z Rosjankami znów spycha je w okolice piekieł, choć nie wszystko jeszcze stracone. Mecz z mistrzyniami świata zaczął się źle, od przegranych dwóch pierwszych setów, choć w drugim było już lepiej, gdy Polki doprowadziły do remisu 20:20. Trzeci set był najdłuższy i najbardziej emocjonujący. Przypominał te piękne chwile, gdy polskie siatkarki wygrywały na wielkich imprezach z Rosjankami. Tak było w półfinale mistrzostw Europy 2005 r. w Zagrzebiu, skąd drużyna Andrzeja Niemczyka wróciła ze złotym medalem, tak było przed rokiem w Łodzi podczas mistrzostw Europy, które Polki skończyły na miejscu trzecim, a Rosjanki na szóstym.
– Przy stanie 22:18 myślałyśmy, że trzeci set jest już nasz, że nie wszystko jeszcze stracone – powie po meczu środkowa polskiej drużyny Katarzyna Gajgał. – Polki za wcześnie uwierzyły, że wygrają, to je zgubiło – oceni to, co się w tej partii zdarzyło, Jekatierina Gamowa, najlepiej punktująca w drużynie rywalek.
Jerzy Matlak o Rosjankach mówi, że jak jedzie z nimi windą w tokijskim hotelu Keio Plaza to widzi niebo. Są najwyższą drużyną w tych mistrzostwach i potrafią z tego korzystać. – Jak widzisz przed sobą las rąk, to nie łatwo zachować zimną krew. Tak jest z rosyjskim blokiem. Uderzysz na siłę, piłka wróci jeszcze szybciej, więc szukasz dziury w tej ścianie i wtedy ląduje na aucie – tłumaczy Matlak, który uważa, że Rosja obroni w Japonii mistrzowski tytuł.