Tam, gdzie był niedosyt po mistrzostwach świata, trenerów już zmieniono. Włosi podziękowali Andrei Anastasiemu i ściągnęli z Finlandii Maria Berutto. Bułgarzy nie wierząc, że Silvano Prandi poprowadzi ich po medal na igrzyskach w Londynie, dogadali się z Radostinem Stojczewem, szkoleniowcem BetClic Trentino, dwukrotnym zwycięzcą Ligi Mistrzów.
Pracę z reprezentacją Rosji stracił też kolejny owiany legendą Włoch – Daniele Bagnoli. Zastąpi go swój człowiek – Władymir Alekno, mający jednak zachodnie doświadczenia, był przecież nie tylko reprezentantem Białorusi, ale i Francji.
Ze zrozumiałych względów na swoich stanowiskach zostają Bernardo Rezende, który z reprezentacją Brazylii po raz trzeci z rzędu został mistrzem świata, i Kubańczyk Oscar Samuelson (srebro we Włoszech), bo w jego kraju obcokrajowcy nie pracują z drużyną narodową. Serbowie też wolą swoich, dlatego Igor Kolaković może być spokojny o posadę, do tego przywiózł z Rzymu medal.
Nasi działacze też coraz głośniej mówią, że reprezentację powinien prowadzić Polak. Twierdzą, że okres włosko-argentyńskich eksperymentów to przeszłość. Zastanawiają się tylko, czy zdecydować się na polskiego trenera już teraz, czy dopiero po igrzyskach, by przygotował drużynę na mistrzostwa świata w 2014 roku, które odbędą się w naszym kraju.
Wszystko wskazuje na to, że decyzja ta nie zostanie podjęta wcześniej niż w lutym, a czas ucieka. Jeśli zostanie wybrany polski trener, to mniejszy kłopot, bo można założyć, że jest doskonale zorientowany w tym, co się dzieje na krajowym podwórku. Ale jeśli przyjedzie zagraniczny szkoleniowiec, to nie będzie miał czasu na obejrzenie w akcji zawodników, a zgłoszenia do Ligi Światowej trzeba będzie wysyłać bardzo wcześnie.