Mistrza poznamy najwcześniej jutro, po drugim meczu w Kędzierzynie (transmisje w Polsacie Sport Extra i Polsacie Sport). Gra się do trzech wygranych, a Skra, która zdobywa mistrzowskie tytuły nieprzerwanie od sześciu lat, zaczęła finałową rywalizację od niespodziewanej porażki u siebie. W drugim spotkaniu była już górą. Teraz dwukrotnie zagra w hali rywala.
– Skra musi, a Zaksa może – mówi „Rz" Ryszard Bosek, mistrz olimpijski z Montrealu (1976) i były mistrz świata (1974). – Dla drużyny z Bełchatowa liczy się tylko zwycięstwo i kolejny tytuł, a siatkarzom z Kędzierzyna-Koźla nikt nie powie złego słowa, gdy przegrają, bo i tak wystąpią w Lidze Mistrzów – twierdzi Bosek.
Skrzydłowy Skry Bartosz Kurek potwierdza, że to nakłada na jego kolegów dodatkową presję. Wymagania wobec mistrza są większe, ale gdyby porównywać poszczególne formacje, to przewaga Skry wcale nie jest bezdyskusyjna. Rozgrywający Zaksy Paweł Zagumny to klasa sama w sobie. Jeśli przyjęcie będzie dobre, to zgubi każdy blok, nie tylko w polskiej lidze. Miguel Angel Falasca (Skra) też wie, jak to się robi, ale Zagumny jest od niego lepszy.
To samo można powiedzieć o libero. Piotr Gacek (Zaksa) prezentuje mistrzowską formę we właściwym momencie, a ponieważ jest bardziej doświadczony od Pawła Zatorskiego, to na tej pozycji gospodarze są minimalnie mocniejsi.
Na remis wypada porównanie środkowych. Z jednej strony reprezentacyjna para: Daniel Pliński, Marcin Możdżonek (Skra), z drugiej: Jurij Gładyr, Patryk Czarnowski (też kadrowicz). Ukrainiec Gładyr to rewelacja PlusLigi, motor napędowy Zaksy.