Portorykańczykom nie pomógł słabszy niż zwykle atakujący Hector Soto ani ich argentyński trener Carlos Cardona, o którym Andrea Anastasi mówił, że jest najsilniejszym punktem naszych rywali.
Soto po pierwszym spotkaniu przegranym 0:3 powiedział: – To katastrofa. W głowach mieliśmy zwycięstwo, a dostaliśmy lanie. Po drugim meczu zakończonym takim samym wynikiem był jeszcze mniej rozmowny: – Nie graliśmy tak, jak chcieliśmy. To wszystko, co mam do powiedzenia.
Anastasi był w lepszym humorze. – Nie jesteśmy perfekcyjni, wciąż popełniamy za dużo błędów, źle zaczęliśmy trzeciego seta w drugim spotkaniu, ale chłopcy w porę wzięli się w garść i odrobili straty.
Włoch nie lekceważył Portorykańczyków. Doskonale pamiętał spotkanie z nimi włoskiej reprezentacji, którą prowadził, podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata. Włosi z trudem wygrali wtedy 3:1. – Miałem to w głowie cały czas – powiedział w San Juan.
Roberto Clemente Coliseum, reprezentacyjny obiekt sportowy w stolicy Portoryko, mieści 15 tysięcy widzów, ale tym razem było sporo wolnych miejsc. W tym kraju znacznie popularniejsze od siatkówki są bejsbol, zawodowy boks i koszykówka.