Korespondencja z Karlowych Warów
Ćwierćfinałowe zwycięstwo nad Słowacją było bezproblemowe i Polacy jadą do Wiednia bronić mistrzostwa Europy.
Trener naszego zespołu Andrea Anastasi chwalił Słowaków nie tylko dlatego, że prowadzi ich jego były asystent Emanuele Zanini. – Mamy domy obok siebie, nasze żony się przyjaźnią, spędziliśmy ze sobą kawał życia – tłumaczył, dlaczego nie lubi takich konfrontacji.
Słowacy (33. w rankingu FIVB) do tej pory na krytykę rzeczywiście nie zasłużyli. Wygrali grupę, odnieśli trzy zwycięstwa, ale to ostatnie nad Polakami w dużej mierze dlatego, że naszej drużynie bardziej opłacało się przegrać. Wczoraj nie było już żadnych kalkulacji.
Pierwszy set meczu w o dziwo pustej (tylko 1482 widzów) KV Arenie pokazał, że Słowacy mają za mało argumentów, by wygrać tę bitwę. Walczyli ambitnie, długo prowadzili, ale kiedy Polacy po sprytnym ominięciu bloku przez Michała Kubiaka (zdobył 12 punktów, najwięcej w naszym zespole) wyszli po raz pierwszy na prowadzenie (13:12), zaczęli popełniać błędy. – Bez mocnej zagrywki i ataku nie byliśmy w stanie wygrać z Polakami. Nie wiem, co się stało. Graliśmy jak kadeci, którzy dopiero uczą się siatkówki – mówił po meczu zrozpaczony Martin Sopko.