Wydawało się, że to będzie trudny mecz dla Polaków, a był najłatwiejszy. – Byliście lepsi na zagrywce i w ataku, a my nie mieliśmy żadnego rytmu gry – powiedział Alan Knipe, trener rywali.
Podobnie wypowiadał się też kapitan mistrzów olimpijskich Clayton Stanley. – Polacy wypracowali przewagę zagrywką, serwując kilka asów, i nie pozwolili nam wejść w grę.
Statystyki potwierdzają te słowa. Nasi siatkarze byli zdecydowanie lepsi nie tylko na boisku w Fukuoce, ale też na papierze. Mieli siedem serwisowych asów, przy trzech rywali, blokowali ich osiem razy, a oni nas pięciokrotnie. Decydująca była ogromna przewaga w ataku. Polacy atakowali ze skutecznością prawie 60 procent (58,90), przy zdecydowanie niższej Amerykanów (38,36).
Bardzo dobrze grający Zbigniew Bartman miał 75 procent skutecznego ataku, co nie zdarza się często. Najlepszy z Amerykanów Matthew Anderson (44,44) i najgroźniejszy do tej pory Stanley (40,91) wyraźnie mu ustępowali. Jeśli dodamy, że przyjęcie zagrywki Polacy też mieli lepsze, wiadomo dlaczego mecz nie trwał długo.
Andrea Anastasi raz jeszcze zaskoczył tych, którzy sądzili, że w ataku zagra dobrze spisujący się ostatnio Jakub Jarosz. Postawił na Bartmana i się nie zawiódł, tak samo jak na Łukaszu Żygadle, który rozgrywał pewnie.