Liga Światowa to doskonały produkt marketingowy, wymyślony przez FIVB po to, by promować siatkówkę na świecie i dawać dodatkowo zarabiać. Raz na cztery lata staje się także niezłym poligonem – dla wszystkich przygotowujących się do występu na igrzyskach.
Tak tę imprezę traktuje trener Polaków Andrea Anastasi. Zbiory mają przyjść w Londynie, a wszystko, co uda się zrobić wcześniej, będzie miłym dodatkiem. Najważniejsze jest, że w starciu z najlepszymi będzie miał okazję sprawdzić zawodników, którzy przez dwa tygodnie trenowali w Spale.
To już jest autorska kadra selekcjonera. W zeszłym roku, po podpisaniu kontraktu, wybierał zawodników w biegu, w ciągu kilku tygodni. Teraz wie, na kogo może liczyć, a bez kogo może się obejść. Bez skrupułów skreślił Mariusza Wlazłego, którego z Anastasim chciał pogodzić prezes PZPS Mirosław Przedpełski, a wziął młodego atakującego Dawida Konarskiego, który o miejsce w składzie rywalizuje ze Zbigniewem Bartmanem i Jakubem Jaroszem.
Przed odlotem na turniej do Toronto, jeden z czterech według nowej formuły (pozostałe w Katowicach 1 – 3 czerwca, San Bernardo do Campo i Tampere), Polacy zdążyli jeszcze pokonać Australię 3:0 w Łodzi, ale tamtego spotkania nikt nie traktował poważnie, bo i rywal słaby, i forma po ciężkich treningach nie najwyższa.
Teraz pora na duże wyzwania: Finlandię, Kanadę i przede wszystkim Brazylię, z którą Polacy nie zwyciężyli w oficjalnym meczu od dziesięciu lat.