Przez najbliższe cztery lata miała to być liga mistrzów olimpijskich. Liczyli na to kibice, sponsorzy na pewno też. Od dawna siatkówka ma dwa mocne koła zamachowe: reprezentację i kluby.
Nie można jednak mieć wszystkiego. Złotego medalu olimpijskiego nie udało się zdobyć, innego zresztą też nie, drużyna Andrei Anastasiego zakończyła turniej na ćwierćfinale, ale tragedii z tego powodu nie będzie. PlusLiga ma na tyle mocną pozycję, że się sama wyżywi.Problemem może być raczej to, co nowego wymyślić, żeby kibiców zaskoczyć. Od kilku lat są przyzwyczajeni, że dostają danie z najlepszej kuchni i trzeba się strzec przesytu. Dla atrakcyjności PlusLigi dobrze się stało, że po siedmiu latach panowania Skry nowym mistrzem została drużyna Asseco Resovia.
Kibice żadnego innego sportu w Polsce – nie licząc może żużla, ale to jednak inna historia – nie mają tak dobrze, że gwiazdy światowego formatu mogą oglądać na co dzień. Teraz nikt nie zapowiadał przed sezonem, że chce sprowadzić Murilo albo Dantego Amarala, ale też nie można podbijać bębenka w nieskończoność. Kluby z Rosji i Brazylii ciągle jeszcze są w stanie zaoferować dużo większe pieniądze i mogą przebić każdą ofertę.
Mówił o tym już kilka miesięcy temu prezes PGE Skry Konrad Piechocki, gdy ważyły się losy transferu Bartosza Kurka do Dynama Moskwa. Odejście przyjmującego reprezentacji Polski to największa strata – nie tylko dla klubu z Bełchatowa, ale całej ligi.
Na miejsce Kurka nie udało się sprowadzić nikogo ze światowej czołówki. Do klubu trafił Yosleyder Cala, reprezentant Kuby i bardzo dobry zawodnik, ale na pewno jego nazwisko wielkich emocji na razie nie wzbudza.