Chłopak skromny i spokojny

MŚ siatkarzy | Mamy w reprezentacji nowego asa – to Mateusz Mika. Dzisiaj o 20.15 Polacy grają z Wenezuelą.

Publikacja: 04.09.2014 02:33

Mateusz Mika sprawił, że zapomnieliśmy o Bartoszu Kurku

Mateusz Mika sprawił, że zapomnieliśmy o Bartoszu Kurku

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Stephane Antiga nie okazuje przesadnie radości, ale widać, że jest szczęśliwy. Polacy grają jak z nut. Dwie szybkie wygrane bez straty seta z Serbią i Australią dają nadzieję na radosne mistrzostwa. Wszyscy chwalą serwis, skuteczne przyjęcie zagrywki i obronę Polaków. Rozkręca się Mariusz Wlazły, świetnie spisuje się Mateusz Mika, w życiowej formie jest Michał Winiarski, a Paweł Zagumny przypomina sobie czasy, gdy był najlepszym rozgrywającym na świecie. Antiga narzeka trochę na kontratak, ale jest przekonany, że to kwestia czasu. – Będziemy grali jeszcze lepiej – mówi z przekonaniem trener polskiej reprezentacji.

Teraz przed Polakami dwa teoretycznie łatwe mecze: z Wenezuelą i Kamerunem. Wenezuela była znacznie groźniejsza dekadę temu. Teraz nie powinna zagrozić Polakom, ale jak mówi Wojciech Drzyzga, przed laty rozgrywający naszej reprezentacji, dziś komentator Polsatu: – Siatkówka to wredna gra. Nigdy nie możesz być pewny swego. Szczególnie gdy grasz ze słabszym i jesteś przekonany, że nic złego nie może ci się przytrafić.

Dlatego Antiga tak często mówi o koncentracji, a zawodnicy podkreślają, że nie lekceważą nikogo. Polacy stoją przed wielką szansą, by z pierwszej fazy grupowej wyjść z czystym kontem, więc na głupią porażkę z Wenezuelą absolutnie nie mogą sobie pozwolić.

Na szczęście nic jej nie zapowiada. Wszystkie polskie ogniwa są mocne i wydaje się, że  drużyna nie ma słabych punktów. Owszem, można narzekać i mówić, że Mariusz Wlazły przed laty atakował z większą dynamiką i potrafił sam wygrywać mecze, ale to tylko półprawda. Wlazły, co sam podkreśla, gra teraz inaczej. Lubi atak z szybkiej piłki i kiedy taką dostanie, zdobywa punkty.

To już nie te czasy, gdy obowiązywało ligowe powiedzenie: kto ma Wlazłego, ten wygrywa. Teraz reprezentacja ma młodego Mateusza Mikę, ma doświadczonego kapitana Michała Winiarskiego, skutecznych środkowych Piotra Nowakowskiego i Karola Kłosa oraz starego wygę na rozegraniu Pawła Zagumnego. Jest też cała grupa zmienników, którzy tylko czekają na swoją  szansę.

Jeszcze pół roku temu  nikt chyba nie sądził, że o sile tej reprezentacji będzie stanowił Mika. Przed laty Ireneusz Mazur, były trener naszej reprezentacji, mówił „Rz", że polska siatkówka będzie kiedyś dumna z tego chłopaka. Ale później słuch o nim zaginął, choć do swych reprezentacji powoływali go i Daniel Castellani, i Andrea Anastasi.

Mika nie odnalazł się jednak w polskiej lidze, a w kadrze też byli mocniejsi, więc wyjechał do Francji. Tam trafił do Montpellier, do Philippe'a Blaina, który dość nieoczekiwanie został drugim trenerem naszej reprezentacji.

Blain to fachowiec, 12 lat prowadził narodowy zespół Francji, a w nim Antigę, więc teraz, gdy role się odwróciły, było jasne, że będzie miał wiele do powiedzenia. I to chyba on  podszepnął Antidze, że warto stawiać na Mikę, który w pierwszych meczach Ligi Światowej w Brazylii zrobił furorę. W parze z Rafałem Buszkiem pokazali, że nie należy się przywiązywać do nazwisk, tylko stawiać na tych, którzy są w najwyższej formie.

Za czasów Castellaniego i Anastasiego pewne miejsce na lewym skrzydle miał Bartosz Kurek, siatkarz o ogromnych możliwościach, MVP finałowego turnieju Ligi Światowej w 2012 roku, wygranego przez Polaków.

Ale w tych mistrzostwach Kurka w naszej drużynie nie ma, bo Antiga uznał, że ma lepszych. Początkowo zabrzmiało to jak herezja, ale dziś, gdy polscy siatkarze wygrywają po 3:0 z Serbią i Australią, a Mika jest ważnym ogniwem drużyny, chyba już nikt nie zgłasza pretensji. Ten chłopak jest odkryciem francuskich trenerów, gra jak z nut, przyjmuje zagrywki jak stary wyga, atakuje tak, jakby niczego innego w życiu nie robił, a gdy staje w polu zagrywki, też wie, jak ma się zachować.

Mika jest skromny, spokojny i świadomy, że znalazł się w tej reprezentacji trochę przez przypadek. Może dlatego stara się za wszelką cenę wykorzystać życiową szansę, a na treningach jest ponoć jeszcze lepszy niż w meczach.

Nasi mistrzowie sprzed lat podkreślają, że siłą polskiej drużyny jest brak jednej gwiazdy, która spycha w cień pozostałych. Każdy robi swoje i mówi, że najważniejsze mecze dopiero przed nimi. Dziś może nie ten najważniejszy, ale na tyle ważny, że w najmniejszym stopniu nie można go zlekceważyć.

Środa na mistrzostwach

Wczorajsze mecze

Grupa B:

Niemcy – Kuba 3:0 (25:16, 25:21, 25:19), Finlandia – Korea Południowa 3:0 (25:22, 26:24, 25:15),

Brazylia – Tunezja 3:0 (25:18, 25:10, 25:17)

Grupa C:

Kanada – Bułgaria 3:2 (17:25, 25:17, 20:25, 26:24, 15:8), Chiny – Meksyk 3:1 (20:25, 25:19, 25:20, 25:20), ?Rosja – Egipt 3:0 (25:22, 25:15, 25:15)

Dziś grają

Grupa A:

Kamerun – Argentyna (13.00), Australia – Serbia (16.30), ?Polska – Wenezuela (20.15)

Grupa D:

Portoryko – USA (13.00), Iran – Francja (16.30), Włochy – Belgia (20.15)

Stephane Antiga nie okazuje przesadnie radości, ale widać, że jest szczęśliwy. Polacy grają jak z nut. Dwie szybkie wygrane bez straty seta z Serbią i Australią dają nadzieję na radosne mistrzostwa. Wszyscy chwalą serwis, skuteczne przyjęcie zagrywki i obronę Polaków. Rozkręca się Mariusz Wlazły, świetnie spisuje się Mateusz Mika, w życiowej formie jest Michał Winiarski, a Paweł Zagumny przypomina sobie czasy, gdy był najlepszym rozgrywającym na świecie. Antiga narzeka trochę na kontratak, ale jest przekonany, że to kwestia czasu. – Będziemy grali jeszcze lepiej – mówi z przekonaniem trener polskiej reprezentacji.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Siatkówka
PlusLiga siatkarską NBA? „Odjeżdżamy Europie”. Przyczyn jest kilka
Siatkówka
Wielki rok polskiej siatkówki. Wojciech Drzyzga: Taśma się nie zatrzyma
Siatkówka
Polskie siatkarki poznały rywalki na mistrzostwach świata
Siatkówka
Schizma w siatkówce? Polacy myślą o nowej Eurolidze
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Siatkówka
Marcin Janusz: Tej mieszanki emocji nie zapomnę do końca życia