Rz: Spodziewał się Pan tak dobrego początku mistrzostw świata w wykonaniu naszych siatkarzy?
Ryszard Bosek:
Spodziewałem się dobrej gry, ale nie aż tak dobrej. Początek mamy rzeczywiście wymarzony. Przyjemnie jest wygrywać seryjnie, nabierać pewności siebie, rosnąć jako drużyna. Kluczowy okazał się chyba inauguracyjny mecz z Serbami. Oni się przestraszyli atmosfery na Stadionie Narodowym, niczego nie grali, a nas poniosło. Można powiedzieć, że na tej fali przepłynęliśmy całą pierwszą fazę i mam nadzieję, że popłyniemy na niej do końca. Ważne jest też to, że do tej pory graliśmy krótkie mecze. Nasi rywale w drugiej rundzie mieli gorzej, walczyli pięciosetówki, zgubili więcej sił.
Można powiedzieć, że prawdziwa drużyna narodziła się dopiero na turnieju?
Na to wygląda. Ja naprawdę obawiałem się tych mistrzostw, bo w tym składzie nie graliśmy zbyt dużo meczów. Zagumny dołączył do zespołu niedawno, przygotowywał się właściwie poza grupą, brakowało mu ogrania. Ale widać, że odpoczął po Lidze Światowej. Do wielkiej formy wrócił Winiarski – ostatnio prześladowały go kontuzje, teraz znów wygląda na to, że wie co robi. Oni są prawdziwymi filarami tej kadry, mają ogromne doświadczenie, wnoszą spokój, kierują zespołem. W trudnym momencie do drużyny wchodził Wlazły. On też miał swoje przerwy w grze i urazy, nadal nie do końca wychodzi mu dogranie szybkiej piłki, ale to jest zawodnik, który w trudnej sytuacji może bardzo pomóc. I myślę nie tylko o grze w ataku, ale też o zagrywce. Jak trafi na swój dzień to serwisami, kiedy piłka leci z prędkością ponad 120 kilometrów na godzinę, może rozwiązać sporo problemów.