Rz: Cofnijmy się o trzy tygodnie. Widzi Pan Polaków w półfinale mistrzostw świata?
Andrzej Stelmach: Jestem pewny, że stać nas na miejsca pięć-osiem. Wszystko powyżej traktuję jako niespodziankę. Ale tak było przed rozpoczęciem turnieju. Później widziałem jak z każdym meczem nasza drużyna rośnie, coraz lepiej funkcjonują poszczególne jej elementy. Bardzo dobra pierwsza faza, druga cięższa, ale cały czas na plus. Wraz z upływem czasu nadzieje na „coś więcej" rosły.
Wylosowanie w trzeciej fazie „grupy śmierci" z Brazylią i Rosją tych nadziei nie zburzyło?
Nie, chociaż muszę przyznać, że małe obawy musiały się pojawić. Zadziałała taka sportowa magia – zawsze jest tak, że na uznane marki reagujemy z dystansem. Dziś ciężko wróżyć z fusów, ale nie jestem przekonany czy równie dobrze poszłoby nam w grupie z Francją czy Iranem. Z obiema drużynami potrafiliśmy na tych mistrzostwach wygrać, ale nie pasuje nam ich styl, w obu meczach przeżywaliśmy ciężkie chwile. Mając przed sobą Brazylię i Rosję wiedzieliśmy czego się spodziewać, wiedzieliśmy, że motywacja i koncentracja nie może w obu spotkaniach zejść poniżej 120 procent. I tak się stało. Cieszymy się i czekamy na więcej.
O finał zagramy z Niemcami. Jest Pan przekonany, że to łatwiejszy rywal niż Francuzi?