Faworytem w tym spotkaniu była Polska, ale siatkówka to sport, który uczy pokory. Rosjan, wielkich faworytów tych mistrzostw nie ma w walce o medale, wcześniej odpadli Amerykanie, Włosi, Bułgarzy. Patrząc na rywalizację naszych siatkarzy z Niemcami w aspekcie historycznym nie było powodów do obaw, ale kiedy gra się o finał mistrzostw świata wszystko jest możliwe. Tym bardziej, że Niemcy mają Georga Grozera, killera, który potrafi sam wygrywać mecze. Ale tym razem urodzony w Budapeszcie Niemiec nie wpłynął na przebieg tego spotkania, w trzecim secie doznał kontuzji, zszedł z boiska, a zastąpił go Jochen Schoeps.
Pierwszy set był nerwowy. Rywale długo prowadzili (8:5, 18:15), Polacy cierpliwie gonili, ale nie grali najlepiej, choć zaczęli przecież w sprawdzonym składzie: z Fabianem Drzyzgą na rozegraniu, Mariuszem Wlazłym w ataku, Michałem Winiarskim i Mateuszem Miką na lewym skrzydle, dwójką środkowych (Piotr Nowakowski i Karol Kłos) oraz z Pawłem Zatorskim (libero).
O to właśnie Zatorski popisał się przyjęciem prawdziwej serwisowej bomby Grozera (131 km/godz) na początku tego seta, a kilka sekund później Wlazły w odpowiedzi uderzył z podobną siłą i odrobiliśmy punkt. Od stanu 20:20 Niemcy nie dyktowali j¨ż warunków, choć twarda walka w tej partii trwa do ostatniej piłki. Wprowadzony za Winiarskiego Michał Kubiak nie po raz pierwszy pokazał, że w przepychankach na siatce jest mocny i skuteczny. W tym momencie Polacy prowadzili 1:0 i do drugiego przystępowali w dobrych humorach.
Niewiele jednak brakowało, by go stracili. Kiedy po ataku Wlazłego mieliśmy siedem punktów przewagi (18:11) drużyna Stephane'a Antigi nagle straciła koncentrację i całą przewagę. Niemcy doprowadzili do wyrównania i zrobiło się nerwowo. Co więcej chwilę później mieli setbola, ale go nie wykorzystali. Przy stanie 25:24 dla rywali głowę zupełnie stracił mierzący 207 cm niemiecki środkowy Max Guenthoer i popełnił szkolny błąd atakując nieprawidłowo przechodzącą piłkę. Tego było już za wiele. Najpierw Wlazły wystrzelił z prawego skrzydła kolejny pocisk, a w następnej akcji Christina Fromm po raz kolejny przekonał się jak nieprzyjemny potrafi być polski blok i było już 2:0 w setach, a wielki finał z Brazylią stawał się coraz bardziej realny.
Tym bardziej, że w kolejnej partii Niemcy dość długo nie mieli wiele do powiedzenia, przegrywali 10:15 i co niektórzy pisali już o szybkiej wygranej naszego zespołu.