- Jeśli rywal wybija mi zęba i nie ma nawet faulu, to chyba coś jest nie tak. Norwescy sędziowie ukradli nam finał mistrzostw Europy - Marcin Lijewski nie owijał w bawełnę. Bogdan Wenta odmówił wyjścia z szatni do strefy, w której rozmawia się z dziennikarzami, mimo że ma taki obowiązek. - Jestem za bardzo zdenerwowany, to nie ma sensu - tłumaczył.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/83191,1,427082.html]Emocje w obiektywie fotoreportera "Rz" Bartka Sadowskiego - obejrzyj zdjęcia[/link][/wyimek]
Wenta mógł być zdenerwowany, ale nie aż tak bardzo. Rzeczywiście trzy minuty przed końcem, kiedy Polacy przegrywali dwiema bramkami, jeden z Chorwatów blokował wybicie piłki przez Sławomira Szmala. Według przepisów są za to dwie minuty kary, ale sędzia Keneth Ambrahamsen przewinienia nie zauważył, a Wenta - w charakterystyczny dla siebie sposób zwrócił mu uwagę. Sędzia pokazał mu żółtą kartkę, a piłkę oddał Chorwatom. Ci za to nie oddali już prowadzenia i awansowali do finału.
Polacy zawiedli dopiero w drugiej połowie, pierwsza była bliska ideału. Widać było olbrzymią koncentrację i wolę walki. Polacy nie odpuszczali rywalowi żadnej piłki, swoje ataki wyprowadzali bardzo dokładnie i precyzyjnie, a Sławomir Szmal bronił w nieprawdopodobnych sytuacjach. Pod koniec pierwszej części drużyna Wenty prowadziła dwoma bramkami i zmarnowała dwie kolejne okazje, by ułożyć mecz po swojej myśli i wyprowadzić z równowagi przeciwnika. Chorwaci schodzili do szatni ubożsi tylko o jednego gola, a po przerwie zanim Polacy zorientowali się o co chodzi, zdążyli rzucić trzy z rzędu.
Okazja, by zrewanżować się im za ubiegłoroczny półfinał mistrzostw świata, była duża. Gwiazdy miały być bez formy i do tego skłócone z trenerem, ale jednak kiedy gra się nie układała Ivano Balić stawał się kapitanem z prawdziwego zdarzenia i dowodził swoim wojskiem tak inteligentnie, że Polacy nie byli w stanie przewidzieć następnego ruchu. Balić zdobył pięć goli, tyle samo Domagoj Duvnjak. W polskiej drużynie najskuteczniejszy był Michał Jurecki, który siedem razy pokonał Mirko Alilovicia - z czego pięć razy z rzędu w drugiej połowie, kiedy był jedynym polskim zawodnikiem potrafiącym przebić się przez chorwackiego zasieki. Na nic zdały się cuda, jakie w bramce wyczyniał Sławomir Szmal, który znowu obronił blisko 40 procent rzutów.