Polacy wyszli na rozgrzewkę, jakby byli źli na samych siebie, że do końca muszą walczyć o miejsce w Europie. Przepustką do elity wydawały się medale wielkich imprez ostatnich czterech lat, ale miejsca w kolejnych turniejach nikt nie daje za zasługi. Zawodnicy i trener Bogdan Wenta, który udowadniał kiedyś Polakom, że 15 sekund to dużo czasu, mają za sobą jeden z najtrudniejszych momentów. Gdyby sobie nie poradzili, pikować zaczęłaby cała dyscyplina.
Mecz z Portugalią był jak egzekucja. W dziesiątej minucie Polacy prowadzili 7:1 i tak naprawdę już wtedy wiadomo było, że nic złego nie może się przytrafić. Chwil słabości było tylko kilka, ale wtedy na wysokości zadania stawali bramkarze: Sławomir Szmal i Piotr Wyszomirski. Najwięcej bramek (8), niemal wszystkie już na samym początku, zdobył Tomasz Tłuczyński, ale na najlepszego zawodnika meczu wybrany został Grzegorz Tkaczyk, bo to on brał na siebie odpowiedzialność w decydujących momentach.
To nie był zwykły mecz o awans na mistrzostwa Europy. Kibice plotkowali, że Wenta ma podać się do dymisji, bo taki był warunek klubu Vive Kielce, w którym będzie pracował dalej, mimo że nie wywalczył mistrzostwa Polski. Piłkarze po ostatnich mistrzostwach świata w Szwecji, gdzie zajęli dopiero ósme miejsce, też zeszli z obłoków między ludzi. Kilka porażek tąpnęło drużyną tak mocno, że na idealnym wizerunku „Kompanii Braci" zaczęły pojawiać się rysy. Od mistrzostw w drużynie nie pojawił się Karol Bielecki, ostatnio nie było też Mariusza Jurasika i Artura Siódmiaka. Mówiło się o kłótniach i podziałach.
– Te eliminacje pokazały dwie rzeczy: że poziom w Europie się wyrównuje i że w drużynie nie ma ludzi niezastąpionych. Są zawodnicy, którzy w ostatnim czasie poszli w górę i wnoszą do gry dużo więcej niż wcześniej. Mnie nie interesuje gra o piąte czy siódme miejsce, chcę znowu walczyć o całą pulę – powiedział „Rz" kapitan drużyny Sławomir Szmal.
Piłkarze niechętnie mówią o tym, na czym polegało oczyszczenie. Wenta wspomina coś o szczerych rozmowach, ale tego przecież próbował już wcześniej, i zarzeka się, że nie skreślił nikogo. Zawodnikiem, który urósł najbardziej, jest Mariusz Jurkiewicz. Teraz nie tylko walczy, ale dużo więcej myśli. Bywało, że niósł drużynę na swoich barkach.